Wykonanie
Dziś kolejna recenzja z copiątkowego cyklu Przy jedzeniu się (nie) czyta! - będzie bardzo włosko!(Nie wiesz o co chodzi? Informacje o moim copiątkowym cyklu felietonów kulinarno-literackich Przy jedzeniu się (nie) czyta! znajdziesz tutaj !)

Każdy włoski region jest inny. I w każdym jego mieszkańcy będą przekonywać Was, że ich
makaron, pizza, czy
parmezan są najwspanialsze. I mają rację. Każdy Włoch jest mistrzem świata w gotowaniu. I o tym właśnie jest ta książka.Jeśli spodziewacie się kolejnej książki kucharskiej z włoskimi przepisami, rozczarujecie się. Podobnie, jeśli liczycie na zwykłą opowieść z północnymi regionami Italii w tle, nie będziecie usatysfakcjonowani. Marlena de Blasi zjeździła Włochy wszerz i wzdłuż w jednym celu: odkrycia kulinarnego bogactwa Italii. Zebrała najbardziej charakterystyczne przepisy dla danego regionu, okrasiła je smakowitymi opowieściami, by na końcu zaserwować wszystko w niesamowicie apetycznej i zmysłowej oprawie.

Autorka opisuje we właściwy sobie zmysłowy sposób kuchnię północnych Włoszech - region po regionie, miasteczko po miasteczku. Funduje swoim czytelnikom fantastyczną wycieczkę po Italii: przeprowadza średniowiecznymi uliczkami Urbino, by zaraz
potem spacerować wśród renesansowych zamków i wież w Piemoncie. Już za chwilę jednak ponownie czmycha, tym razem do Toskanii otulonej zielonymi
polami, na których dojrzewają
oliwki, słodkie
winogrona i krwistoczerwone
pomidory.
Chleb natarty
czosnkiem, skropiony
oliwą i opiekany na rozgrzanym ruszcie, tak typowy dla jednego miasteczka, w innym jest już czymś zupełnie nieznanym. Każdy Włoch gotuje po swojemu, bo każdy uznaje się za kulnarnego mistrza świata. I ma rację. Dlatego nie zjecie takiego samego spaghetti carbonara w dwóch miejscach. Nawet, jeśli miałyby to być małe trattorie oddalone od siebie o zaledwie paręnaście metrów. Bo jeden Włoch
doda do swojej potrawy więcej
oliwy, drugi więcej
śmietany. Trzeci wrzuci do sosu zamiast dwóch - pięć ząbków
czosnku, a czwarty przygotuje specjalną mieszankę suszonych
ziół i będzie nią posypywał parujący jeszcze
makaron. Już nawet to, że
zioła rosną w innych regionach Włoch ma znaczenie - przechodzą innymi aromatami, owiewa je inne powietrze. I dlatego każda potrawa ma swoją unikalną historię. W książce znajdziecie m.in. przepis na zupę z
cebuli i
groszku a la Katarzyna Medycejska,
makaron z
fasolą czy... gotowaną
wodę - czyli przepis na zupę pozornie z niczego (a tak naprawdę przepełnioną aromatem
oliwy z pierwszego tłoczenia,
czosnku i
grzybów).

We Włoszech jedzenie jest wszystkim. Nierozerwalnie łączy się ze stylem życia, kulturą, zwyczajami, historią, nawet architekturą i sztuką. To dlatego każdy region jest inny, wyjątkowy. Lombardia jest jak średniowieczna księżniczka, Wenecja to z kolei uwodzicielska złodziejka . Kiedy Marlena de Blasi pisze: Emilia ma w sobie to coś... wcale nie ma na myśli włoskiej seksbomby, a regionu, który szczyci się najszlachetniejszym i najdelikatniejszym
serem na świecie i
octem balsamicznym obdarowanym niemal mitycznym urokiem . Nawet krowy nie są tam wypasane w tradycyjny sposób! Zamiast tego rolnicy dostarczają im codziennie świeże kwiaty koniczyny i liście lucerny, dzięki którym ich
mleko jest dużo słodsze niż normalnie.Ta książka to wypróbowane włoskie przepisy, zmysłowe włoskie historie, praktyczne rady i mnóstwo ciekawostek. Wiedzieliście, że na bruschettę nie kładzie się pomidorów? Bo nawet jeśli smakuje wspaniale, nie jest bruschettą. Nie naciera się go
czosnkiem ani nie posypuje siekanymi
pomidorami,
rukolą, pastą
fasolową czy innym dodatkiem. To po prostu opiekany
chleb natarty
oliwą. Tylko i aż. Klasyczna włoska prostota.

Wychodzę z założenia, że książki kucharskie są z reguły do używania, nie do rozczytywania się w nich. Ale Marlena de Blasi do tego stopnia mnie zachwyciła, że byłam skłonna na chwilę zmienić zdanie. Dość niecodzienna umiejętność jak na książkę kucharską, w której nie ma ani jednego zdjęcia potrawy. Ale ich brak mi nie przeszkadzał - uwierzcie na słowo, a
potem przeczytajcie dla upewnienia się, że absolutnie wszystko jest w tej książce tak apetyczne, że nie potrzeba zdjęć, aby zrobić się głodnym. Wszystko tutaj pachnie - każda strona i każde słowo. Nawet przecinki i kropki. Wszystko dzięki przepisom, od których samego przeglądania można obślinić książkę. Pisać tak, żeby od samego tylko czytania zachciało ci się jeść - to mistrzostwo świata.Tłumaczenie: Jacek KoniecznyWydawnictwo Literackie
Kraków 2011Wydanie IStron: 276

Same nazwy potraw brzmią tak, że już na sam ich dźwięk
kiszki zaczynają grać doskonale zsynchronizowanego marsza. Co powiecie na
torta di cioccolata speziata alla romagnola - czyli aromatyczne ciasto
czekoladowe z Romanii?

Przepis pochodzi ze Smaków Północnej Italii . Spodobała mi się w nim duża ilość
kakao i dużo przypraw, od których ciasto jest bardzo aromatyczne. Lista składników ciągnie się na kilkanaście pozycji!


Wcale mi nie przeszkodziło, że w tym gąszczu składników nie zauważyłam
proszku do pieczenia. Przez to ciasto jest ubite, ale i może bardziej intensywne w smaku. Mimo mojego zagapienia, wyszło pyszne. Gdybym nie przeoczyła proszku, ciasto byłoby puszyste i wyższe, bo "urośnięte". Tak czy tak - dobre. Przepis podaję jak należy, ze wszystkimi składnikami.I jeszcze jedna rzecz. Przepis jest na szklanki - super! Lubię takie, bo do upieczenia ciasta wystraczy ubrudzenie tylko czterech rzeczy: jednej łyżeczki, jednej łyżki, jednej szklanki i miski.
Torta di cioccolata speziata alla romagnola,czyli aromatyczne ciasto
czekoladowe z Romaniiprzepis z książki Smaki północnej ItaliiSkładniki na dużą blachę o średnicy 20-22 cm:1/2 szklanki białych, drobnych
rodzynek1 szklanka ciepłego, świeżo wyciśniętego soku z
pomarańczy8 łyżek miękkawego
masła3/4 szklanki
cukru1
jajko + 1
żółtko2 szklanki
mąki uniwersalnej1/3 szklanki holenderskiego
kakao2 łyżeczki
proszku do pieczenia1 łyżeczka świeżo startej
gałki muszkatołowej1/2 łyżeczki mielonych
goździków1/2 łyżeczki świeżo zmielonego
białego pieprzu1/2 łyżeczki
soli morskiej110 g gorzko-słodkiej
czekolady, takiej o zawartości 70%
kakao1/4 szklanki
kawy zaparzonej z 1 łyżeczki
kawy rozpuszczalnejdrobno starta skórka z 1 dużej
pomarańczy1/2 szklanki
koniaku zmieszana z 1/4 szklanki
wody - pominęłam,
koniak zastąpiłam dodatkowym
sokiem pomarańczowymPrzygotowanie:1. Nagrzej piekarnik do 175 stopni C. Namocz
rodzynki w
soku pomarańczowym. Odcedź i zachowaj sok.2. Mikserem lub drewnianą łyżką utrzyj
masło z
cukrem na puszystą masę. Dodaj
jajko i
żółtko, rozetrzyj je dokładnie z pozostałymi składnikami i odstaw. W oddzielnej misce wymieszaj suche składniki -
mąkę,
kakao,
sól,
proszek do pieczenia, gałkę,
cynamon,
goździki i
pieprz. Następnie je przesiej.3. W rondlu rozpuść
czekoladę z
kawą. Dodaj skórkę z
pomarańczy, zestaw rondel z gazu i wlej do niego
koniak z
wodą (ja pominęłam, użyłam zamiast
koniaku soku z
pomarańczy).

4. Utrzyj dokładnie połowę suchej mieszaniny z połową wilgotnej masy czekoladowej oraz
masłem,
cukrem i
jajkami. Powtórz czynność, dodając drugą połowę suchych i wilgotnych składników.5. Wymieszaj je dokładnie, dodaj namoczone i odcedzone
rodzynki, następnie rozprowadź je równomiernie w
masie.

6. Wysmaruj
masłem i posyp odrobiną
mąki foremkę o śr. 20-22 cm, wlej do niej masę i równomiernie ją rozprowadź. Piecz ciasto przez 35-40 minut. Będzie gotowe, jeśli do wykałaczki wytkniętej do środka przyczepią się wilgotne okruszki.

7. Upieczone ciasto postaw na podkładce, nakłuj je w kilku miejscach widelcem (albo ponacinaj nożem, tak ja zrobiłam to ja). Wlej
syrop pomarańczowo-
rodzynkowy do otworów i zostaw ciasto do całkowitego ostygnięcia. Przed podaniem przełóż je na półmisek.

Cykl recenzji Przy jedzeniu się (nie) czyta! powstaje we współpracy z portalem Bobyy.pl - także tam możesz znaleźć moje felietony literackie.