Wykonanie
Nie wyobrażam sobie wyjazdu nad morze bez skosztowania świeżej
rybki. Mój Mąż również. Tak się składa, że w miejscowości tuż obok Sarbinowa, (gdzie z resztą najbliżej nam było plażować) znajduje się malownicza, jedyna wpisana do księgi zabytków wioska rybacka . Codziennie podczas wielogodzinnych wizyt na plaży mogliśmy obserwować małe kolorowe kutry wracające z łowisk pod eskortą hałaśliwie domagających się posiłku mew oraz rybitw.
Za każdym razem powtarzaliśmy
między sobą, że koniecznie trzeba tam się wybrać na zakupy. Mój Mąż, w obawie, że nasz wyjazd dobiegnie końca zanim się zorganizujemy, któregoś dnia z rana chwycił kluczyki od auta Szwagra i wybrał się na "spontaniczne łowy".Właściwie to tak się teraz zastanawiam co było czynnikiem silniej motywującym - wizja świeżej
rybki z grilla czy raczej opcja bryknięcia się fajnym autkiem, które "Siostro-Śwagry" wypożyczyli na wyjazd. Nieważne.Efekt był zadowalający dla wszystkich. Mąż wrócił uśmiechnięty, z torbą typowego lub jak kto woli pospolitego
owocu Bałtyku. Siostra była zadowolona, że nie będzie musiała jechać do
portu, bo intensywny zapach
owoców morza (ona w innych słowach się o tym wyraża)
przyprawia ją o mdłości. A Szwagier mógł się wyspać.Tylko mi mina zrzedła, kiedy wysłuchałam opowieści o
sielskich widokach, rybakach przy pracy i ogromnych falach. Od razu pożałowałam, że nie złapałam aparatu fotograficznego i nie wybrałam się razem z Mężem. No ale cóż, gapowe się płaci. Pozostało mi tylko zakasać rękawy i zabrać się za przygotowanie ryb do wieczornego grillowania.
Składniki (na wieczorną degustację,a nie obżarstwo):6 małych, świeżych fląderek1
cebulasól,
pieprzpieprz cytrynowyczosnek granulowanykilka plastrów
cytrynymasło i
bułka tartafolia aluminiowaPrzygotowanie:
Ryby dokładnie umyłam. Na szczęście na mini-targu rybnym Pan je oczyścił z wnętrzności. Każdą
rybkę z osobna zsypałam
solą,
pieprzem czarnym i
cytrynowym oraz odrobiną
czosnku granulowanego.
Ryby układałam warstwami w misce oddzielając każdą warstwę plastrem
cytryny. Niestety w naszej wakacyjnej kuchni zabrakło
cebuli, ale jeśli ktoś wspomagałby się moim przepisem to polecam do przekładania użyć także plastrów
cebuli. Pięknie wydobędą i zaostrzą walory smakowe
ryby.Tak przygotowane
rybki przestały cały dzień w lodówce porządnie zafoliowane by nie rozprzestrzeniać swej morskiej
woni ;)
Wieczorem, kiedy nasi Panowie uruchomili nędzne grillątko, o którym wspominałam w poprzednim wpisie trzeba było przygotować jeszcze tacki do pieczenia
ryby. Użyliśmy do tego czterokrotnie złożonej folii aluminiowej, z której zrobiliśmy tacki na miarę ;). Aby
ryba nie przywierała nasmarowałam folię
masłem i posypałam
mąką.
I tu kolejna nauczka na przyszłość.
Mąki użyłam z braku
bułki tartej. Lepiej jednak zdobyć
tartą bułkę -
ryba nie będzie przywierała.
Mąka nie do końca spełniła się w tej roli. Inną kwestią jest marność grilla. Na dobrym grillu z pewnością lepiej by się zrobiła ta nasza
rybka, ale i tak muszę przyznać, że była dobra.
Nawet ta, którą trzeba było spożyć prosto z grilla, bo
mąka oraz grill marny zawiodły i zbyt mocno przystała do fachowej tacki naszej produkcji ;)Na naszych wyjazdach obowiązuje etykieta turystyczna, więc nikt z grillujących nie poczuł się urażony tą swobodą jedzenia
... Na pewno lepsza była nasza
rybka od tej, którą ostatniego dnia pobytu zjedliśmy w restauracji na pożegnanie z morzem. Nie
będę rozwijać tego
wątku by nie psuć sobie wspomnień o bałtyckich przysmakach.
Powiem tylko, że mimo stosunkowo korzystnej ceny nie była warta, ani czasu oczekiwania ani pieniążków, które na nią wydaliśmy.