Wykonanie
Dziś recenzja restauracji (no. ok, restobaru), o której słychać w
Krakowie już od kilku miesięcy. Ponieważ głosy były zdecydowanie przychylne, postanowiliśmy być modni i na czasie (raz na czas w końcu można) i, skuszeni obietnicą współczesnej kuchni izraelskiej, wybraliśmy się w sobotę do Hamsy na Kazimierzu.Lokal
mieści się w
budynku, który zawsze bardzo mi się podobał, po przeciwnej stronie niż Stara Synagoga. Pierwsze wrażanie wizualne w środku jest bardzo korzystne - jasne wnętrza i bardzo oszczędny wystrój. Nie odwraca uwagi od jedzenia. Obsługa jest bardzo miła. Tak miła, że nie przeszkadzało że byliśmy obsługiwani przez bardzo początkującą kelnerkę, która musiała przyjść z "obstawą", bo płaciliśmy kartą. Pozdrawiamy i życzymy powodzenia.Na początek zamówiliśmy przystawki: Hummus a la Abu i muhammara - pasta z
orzechów i
papryki na ostro. Hummus był pyszny, gładki, smaki równoważyły się jak trzeba, więcej chyba nie trzeba pisać, w końcu hummus to już od jakiegoś czasu nie jest nieznana egzotyka. Inaczej sprawa ma się z muhammarą, nie mam doświadczenia jeśli chodzi o kuchnię Bliskiego Wschodu, więc z tym daniem zetknęłam się po raz pierwszy, ba,
póki nie znalazłam go w karcie, nie miałam pojęcia, że istnieje. To gęsty dip
paprykowo -
orzechowy przyprawiony na ostro. Ma bardzo przyjemną konsystencję, urozmaiconą kawałeczkami
orzechów i piękny czerwony kolor. Muhammara zostałaby z miejsca moim liderem past do
chleba gdyby nie to, że 2
razy natknęłam się na kawałki łupinek
orzecha. Wielka szkoda bo
smakowo pasta była fantastyczna. I w zasadzie na tym moglibyśmy zakończyć - porcje przystawek są takie, że niezbyt głodnej osobie w zupełności wystarczy do zaspokojenia apetytu.
Jednak my zamówiliśmy też drugie dania. Kusiła mnie
sałatka z
jagnięciny, ale koniec końców padło na burekas ze
szpinakiem. To trójkątny pieróg z
ciasta filo, nadziewany
szpinakiem z
fetą i
orzeszkami pinii, podawany z
sosem jogurtowym. W sosie zdecydowanie dominowała cytrynowa nuta. Porcja była solidna. Danie było bardzo gorące, a ciasto łamało się na małe, cieniusieńkie
płatki.
Szpinak przyrządzono dobrze - nie była to brejowata, szara ciapa, tylko zielone uduszone liście zmieszane z
serem i orzeszkami. Może brakowało w tym
szpinaku odrobiny pazura, ale raczej chodzi o moje osobiste upodobania smakowe i nie należy tego traktować jako zarzut wobec dania, które zdecydowanie przypadło mi do gustu.Alastor skusił się na
jagnięcinę po marokańsku. Dostał kawałki
jagnięciny w gęstym, aromatycznym sosie podane z
kuskusem. Oczywiście dokonałam degustacji, wypadła nader pomyślnie.
Mięso było mięciutkie, nabrało korzenno-
owocowego posmaku. W sosie zidentyfikowaliśmy duże ilości przypraw korzennych,
morele i
rodzynki.
Kuskus stanowił przyjemną przeciwwagę dla tego bogactwa. Niestety, do
kuskusu dodano świeżej
papryki. W zimie
papryka jest raczej taka sobie.Szczęśliwie nie wpadliśmy na pomysł zamawiania deseru, bo chyba musielibyśmy prosić o zapakowanie na wynos. Udało mi się jedynie sprawdzić jakość podawanej
kawy, która okazała się bardzo smaczna. Myślę, że wrócimy do Hamsy jeszcze nie raz, mam nadzieję, że za każdym razem będzie równie dobrze. Dwie osoby zapłaciły równe 90 zł. Nasza ocena 4,5/5 (odejmuję połowę punktu za łupinki i zimową
paprykę w
kuskusie).A poniżej lanserskie zdjęcie, które zrobiłam w Hamsie :)