Wykonanie
„W Paryżu najlepsze
kasztany są na placu Pigalle” – pamiętacie ten cytat ze „Stawki większej niż życie”? Jako dziecko zastanawiałam się kto przy zdrowych zmysłach je kasztany? Może w Paryżu są jakieś inne zwyczaje, my z
kasztanów robimy
kasztanowe ludki, a oni je jedzą… Oczywiście nie wiedziałam, że istnieje inny, osobny gatunek
kasztanów – jadalny.Trochę musiałam poczekać, żeby wreszcie
kasztana spróbować. Te które trafiły w moje ręce były już gotowe do spożycia. Ugotowane, obrane. Tylko wyciągasz z opakowania i voila!
Kasztany można jeść również na surowo, ale najsmaczniejsze są podobno pieczone (oczywiście w Paryżu). Na Węgrzech i Słowacji przetartych
kasztanów używa się do wszelkiej
maści słodkich wypieków, a w Niemczech robi się z nich zupę
kasztanową.Mają delikatny lekko
orzechowy, słodkawy smak i w wersji gotowanej – takiej jak moja miękką, trochę ziemniaczaną konsystencję. Smak nie jest wyjątkowo wyrazisty, ani w moim odczuciu powalający. Zdecydowanie przegrywa u mnie z wszelkiej
maści orzechami.
Kasztany są źródłem ogromnej ilości witamin, minerałów i wszelkich substancji odżywczych, więc choćby z tego powodu warto je wypróbować. Moje
kasztany dodałam do ciasta oraz do
fasolki szparagowej uprażonej na patelni ze słodko-
ostrym sosem
chilli – tak więc są bardzo uniwersalne.