Wykonanie
Wczorajsze popołudnie spędziłam na działce. Dostałam przepustkę i całe dwie godziny byłam w miłym towarzystwie kwiatów, drzew, wciąż pewnej ilości chwastów ( w tym mniszka lekarskiego- i w tym miejscu obiecuję - zrobię z niego
miód, albo
syrop. Zapisane, to nie ma odwołania). Zrelaksowałam się, odpoczęłam.... Taaa, jasne. Posprzątałam co miałam posprzątać, posadziłam co miałam posadzić, podlałam co miałam i kiedy padałam już na twarz, usiadłam na chwilę na ławeczce, spojrzałam na bratki i nie mogłam się powstrzymać. Wyglądały tak pięknie, że chciałam ten widok zatrzymać na dłużej.I tak oto powstały te kwiatki. Połowę z nich posmarowałam
białkiem i posypałam
cukrem pudrem, jednak to dość żmudne zajęcie, a ja byłam naprawdę zmęczona, więc pozostałą część tylko posypałam
cukrem.Tak właśnie miał wyglądać mój pierwotny post. I wyglądałby, gdyby bratki nie przyjarały się w piekarniku. W szczególności te posmarowane mozolnie
białkiem.Dlatego też bogatsza w doświadczenia postanowiłam spróbować raz jeszcze.

Tym razem papier do pieczenia posypałam lekko
cukrem pudrem, na nim ułożyłam bratki, kwiatem do
spodu, dzięki temu chciałam zachować ich piękne kolory. Całość jeszcze raz posypałam
cukrem pudrem. Przez ok. 30 minut stały w piekarniku nagrzanym do ok 50 stopni, po czym wyłączyłam piekarnik i zostawiłam je w środku do całkowitego ostygnięcia piekarnika. Następnie jeszcze dzień prażyły się na słoneczku, a kiedy były już suche jak wiór powoli odklejałam je od papieru. Tu trzeba uważać, bo
płatki są dość delikatne. Ale efekt jest dla mnie absolutnie zadowalający. Żywe kolory tych wspaniałych kwiatków są zachowane prawie idealnie!!Sekret tkwi w tym by kwiaty ułożyć do dołu, bo inaczej
spody będą miały bardziej wyraziste kolory. Ważna jest również temperatura i czas - im dłużej w niższej temperaturze, tym lepiej.No i co zadziwiło mojego
męża - są naprawdę smaczne! Smakują jak słodkie
chipsy :D