Wykonanie
Wiele się w moim życiu ostatnio wydarzyło. Przeszłam swoistą metamorfozę zewnętrzną oraz duchową. Nie
będę się tutaj rozpisywać o jej przyczynach bo zanudzilibyście się na śmierć. Napiszę jednak trochę o tym, że warto spełniać swoje marzenia.Gdy prawie 3 lata temu poznałam swojego
Męża w głowie rodziły mi się pomysły na wspólne życie. Mieliśmy masę
planów. Koniec studiów, doktorat, być może szkoła za granicą, cudowna kariera zawodowa i perspektywy na przyszłość… Wystarczyło, że zamknęłam oczy a to widziałam. Widziałam naszą przyszłość. Szczęśliwe małżeństwo z gromadką dzieciaczków wychodzące na spacery do pobliskiego parku. Ja cudownie szczęśliwa, szczupła i opalona, on – cudownie szczęśliwy, umięśniony i przystojny. Dzieci to istne cukiereczki ubrane odpowiednio w sukieneczki i garniturki. Uśmiechy od ucha do ucha. I ten cudowny perlisty, dziecięcy śmiech… Wiecie o czym mówię?Pewnego roku kończyła się zima, zaczynała się wiosna. Ten paskudny okres ni to ciepły, ni to zimny i ciągle pada deszcz. Od jakiegoś czasu czuje, że coś nie do końca jest w porządku. Skołowana jestem i zwalam na pogodę ile się da. Gdy wymówki mi się kończą i przyjaciółki na siłę zaciągają mnie do apteki a
potem do lekarza wszystko staje się jasne.Poczułam wtedy, że w trakcie biegu przez życie natrafiam na mur. Wpadam na niego. Upadam. Nie podnoszę się.
Dziwne ale wszystkie marzenia odpłynęły. Nawet te o dzieciach (O! Ironio!).
Potem nagle poczułam, że muszę sobie to wszystko jakoś poukładać. Od nowa wymyślić sobie życie. Nasze życie . Na około wszyscy gratulowali, wiwatowali, cieszyli się. Ja stałam z
boku i myślałam sobie: „Głupki! To nie wy się roztyjecie. To nie wy codziennie rano widujecie pawie. To nie wy za kilka miesięcy będziecie wyć na porodówce. I to nie wy przez najbliższe kilka lat nie prześpicie spokojnie żadnej nocy”.Przyszedł jednak ten dzień gdy zobaczyłam najpiękniejsze zdjęcie jakie udało mi się zobaczyć w życiu. Odgrzebałam wczoraj domowe archiwum i znalazłam je.Widać nawet paluszki u stóp i nosek z zarysem buzi.
Ten kto nigdy tego nie doświadczył to tego niestety nie będzie w stanie zrozumieć. Wyłam jak bóbr przez kilka dni. Wyję gdy piszę tego posta i wspominam to co było wtedy. Do czego właściwie zmierzam?Gdy siedziałam na zwolnieniu,
potem na macierzyńskim i wychowawczym codziennie bałam się marzyć. Wydawało mi się, że gdy marzę to wychodzi ze mnie egoistka. Teraz całe życie musi kręcić się w około tej małej dzidzi i Pana
Męża. Tak jak moja matka poświęciła swoje życie na opiekę nade mną i siostrą, tak teraz ja powinnam się poświęcić mojemu dziecku.Wpadłam w depresję. Przez blisko dwa lata nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Byłam nieszczęśliwa.Teraz jest inaczej. Zaczynam widzieć kolory. Zaczynam marzyć. Każdemu w trudnych chwilach to polecam. Wystarczy zamknąć oczy, puścić
wodzę fantazji a
potem otworzyć oczy i podążać za tym co widzieliśmy przed chwilą.
Serio! Każde marzenie da się spełnić, wystarczy powiedzieć sobie:
MOGĘ!