Wykonanie
Jeszcze nie tak dawno temu w Polsce nie było
ciastek Oreo. Nieprawdopodobne, co? ;)Dobrze pamiętam, jak jeździłam do Babci i naciągałam ją za każdym razem na „te amerykańskie ciastka”. Argument przeciw był stały i niezmienny – „takie drogie?? nie lepiej kupić inne?” ;) Ale i tak koniec końców paczka lądowała w koszyku chociaż raz podczas mojego wakacyjnego pobytu.Po powrocie ze sklepu siadałam przy
stole w kuchni,
brałam mleko i „rozkręcałam” Oreo, zjadałam krem ze środka i maczałam pozostałe
ciastka w szklance. Zdarzało mi się, idąc za przykładem Lindsay Lohan w „The Parent Trap” smarować je
masłem orzechowym ;)I w końcu stało się – Oreo pojawiły się w Polsce! Obecnie można je spotkać wszędzie w bardzo różnych formach od tradycyjnych
ciastek, po dodatek do
lodów w pewnej popularnej
sieci sprzedającej burgery ;) Mi najbardziej przypadły do gustu dwie opcje – lodowa kanapka (a musicie wiedzieć, że nie znoszę
lodowych kanapek) i
czekolada Milka z Oreo. I to jest nowość – u mnie na pierwszym miejscu zawsze stoi
czekolada Marabou. Tym razem „zwyciężyła” Milka, a to dlatego, że oprócz kawałeczków
ciastek ma w sobie jeszcze pyszny krem (i kolejny paradoks –
nadziewanych czekolad nie lubię, chyba, że nadzieniem jest karmel ;)
Lody w kubeczku też były w porządku – zawierały mnóstwo kawałeczków Oreo (nawet trochę za dużo), ale to kanapka skradła moje
serce :) Pycha!