Wykonanie
Powoli wkraczam w powakacyjny rytm pracy i życia, i narazie cieszę się błogą ciszą w kuchni. A tym razem poświęcam mój post wrażeniom wakacyjnym .... tym kulinarnym oczywiście.W tym roku udaliśmy się na zachodnie wybrzeże USA i Kanady, do miast Seattle i Vancouver. Jak to w miastach
portowych, królowały
owoce morza i
ryby. A świeżej
rybce niewiele już trzeba. W zeszłym roku
pisałam Wam o zupie z
małż (clam chowder) i tym razem dane było mi ją też spróbować, chociaż to nie jest dobrze dobrane słowo, bo pochłaniałam ją w wielu miejscach. I w każdym miejscu była pyszna, w dodatku podana w misce chlebowej smakowała niebiańsko. Ale tym razem mam mocne postanowienie ugotowania jej własnoręcznie, więc zobaczymy jak mi wyjdzie.Kolejnym moim odkryciem był
halibut, którego szczerze mówiąc
jadłam pierwszy raz. Ta
ryba jest przepyszna, delikatna i mięsista. Kanapka z
halibutem i
majonezem rozmarynowym okazała się strzałem w dziesiątkę. Idealne połączenie razem z
chrupkim pieczywem. Ale
halibut w wersji z frytkami też był przepyszny, usmażony idealnie i soczysty. I aż trudno uwierzyć, że pochodzi z tzw. food trucka, czyli mobilnej restauracji. Teraz przynajmniej wiem jaką
rybę wybierać w sklepie :).Idąc szlakiem ryb, postanowiłam spróbować też
łososia. Bo jak go nie spróbować w miejscu gdzie łowi się głównie łososie. W Vancouver spróbowałam na śniadanie
jajka po benedyktyńsku podane na grzance z
łososiem wędzonym.A w kolejny dzień wybór padł na burgera z
łososiem.Jeżeli wybieracie się w te miejsca, nie będziecie żałować !!! A dołączając do tego malowniczy krajobraz i plaże Pacyfiku.... no może jedynym minusem jest pogoda, która bywa kapryśna. A dla zachęty załączam kilka fotek z tych pięknych miejsc.