Wykonanie
Dzień dobry, zrobiłam
ciastka.Miały być z wzorkiem jak muszla
ślimaka, idealnie równe, perfekcyjnie zakręcone. Z przypadku (i z lenia) wyszły inne. Tak się spodobały, że popsułam nawet te idealnie równe. Zresztą, takie już robiłam, nie było żalu. Od niechcenia wyszły małe okrągłe
ciastka z waniliowymi i kakaowymi kolorami wijącymi się na wszystkie strony.
Rozpachniłam nimi cały dom i poparzyłam końcówki palców przy próbowaniu jeszcze ciepłych.Kilka zapakowałam do małej
torebki, przewiązałam błyszczącą czerwoną wstążką, dołączyłam karteczkę. Garść wylądowała w słoiku na
ciastka. Resztę włożyłam do białego kubka, wzięłam książkę pod pachę i pomaszerowałam na balkon, żeby przez resztę dnia nie robić nic, tylko czytać.Tak powstają niesamowitości.
Ciasteczka z psychodelicznym wzorkiemSkładniki na ok. 60 sztuk:300 g
mąki1 łyżeczka
proszku do pieczenia150 g
cukru pudru2 łyżki
cukru waniliowegoszczypta
soli1
jajko175 g
masła2 łyżeczki
kakao w proszkuPrzygotowanie :1.
Mąkę z
proszkiem do pieczenia wymieszaj z
cukrem pudrem. Dodaj
cukier waniliowy,
sól i
jajko. Na wierzchu umieść wiórki
masła i wszystko energicznie zagnieć.2. Ciasto podziel na 2 części. Do jednej z nich dodaj
kakao i zagnieć na gładką kulę. Oba rodzaje ciasta zawiń w folię spożywczą i odłóż na godzinę w chłodne miejsce.3. Po tym czasie oba kawałki rozwałkuj na mniej więcej równe placki (okrągłe lub prostokątne). Jeden połóż na drugim i zroluj. Takiego wałka nie wkładaj do lodówki ani zamrażarki, ale pokrój na równe plasterki. Nie muszą być idealnie okrągłe, chodzi raczej o równe porcje.4. Każdy plasterek zagnieć teraz "byle jak", tak jak zagniata się plastelinę, kiedy chce się wymieszaj dwa kolory. Powstaną w ten sposób
ciasteczka z rozmazanym czarno-
białym wzorkiem.5. Piekarnik rozgrzej do 175 stopni C. Blachę przykryj papierem do pieczenia i poukładaj na niej
ciasteczka, zachowując pomiędzy nimi niewielkie odstępy. Piecz ok. 15 minut.
Ciasteczka można przechowywać zarówno w puszce, jak i bez przykrycia - nie twardnieją.Smacznego!
R. Lagercrantz, E. Eriksson – Moje szczęśliwe życie(wyd. Zakamarki, Poznań 2012, s. 136)
Co takiego skandynawska literatura dla dzieci ma w sobie, że ją uwielbiam?
Dunia ma
siedem lat i zamiast
baranów liczy na dobranoc szczęśliwe chwile. Ma fiu-bździu na głowie, kolekcję zakładek do książek w tekturowym pudełku i omal nie mdleje z ekscytacji, kiedy pani po raz pierwszy wyczytuje jej nazwisko na liście obecności w szkole. Przeżywa świat po swojemu, rozmyśla, zastanawia się. Pewnego dnia poznaje Fridę, która tak jak ona zbiera zakładki do książek, ale zamiast kucyka na czubku głowy ma miliard drobnych loczków. I świnkę morską.
Dunia powoli odkrywa, że przyjaciółka to skarb. Już nie trzeba się samemu huśtać, skakać przez kałuże, a zamiast tego można razem siedzieć w jednej ławce i razem nie dostawać nic na zadanie domowe. Pojawiają się jednak okoliczności, które dla obu dziewczynek są przykre i przez które mogą się już nigdy nie spotkać… Ale o tym, jak skończy się cała historia, doczytajcie już sami. Nie zdradza się zakończeń. Ja tymczasem porozpływam się nad ilustracjami: prostymi i nawet trochę oldchoolowymi, które są jednocześnie urocze, magiczne, ponadczasowe. Nigdy się z tym nie kryłam, że książki dla dzieci wybieram głównie ze względu na ilustracje. Albo na pomysł. A ta książka ma jedno i drugie. Nigdy też nie przyszło mi do głowy wstydzić się, że czytam książki dla dzieci. Tak, uwielbiam je, właśnie za tę
magię w nich zawartą. Za zwracanie uwagi na to, co najważniejsze, proste i za odkrywanie niesamowitości w codziennych rzeczach.