Wykonanie
Polskie
chleby. Kilka miesięcy temu Barbara autorka włoskiego bloga Bread & Companatico, zaczęła zamieszczać na swoim blogu
chleby, które tworzą ładny cykl tradycyjnych
chlebów włoskich. Zadałam wtedy sobie pytanie: A jakie są tradycyjne polskie chleby? Jak się nazywają, skąd wywodzą się receptury i piekarze, którzy je piekli? Czy tradycyjne receptury są w dalszym ciągu wykorzystywane? Jesteśmy wreszcie
krajem słynącym z dobrego
chleba. Czy aby nie... byliśmy?Postaram się podzielić wiedzą, którą odkryłam w internecie, książkach i czasopismach dla piekarzy.Na początek
Cheb Sandomierski . Receptura zaczerpnięta z blogu Adama Piekarza, orędownika pieczenia polskiego
chleba w domowych,
polskich piekarnikach.
Recepturę i nazwę
Chleba Sandomierskiego zawdzięczamy Karolowi Alfredowi Tschirschnitz. Rodzina Tschirschnitzów pochodzi z Niemiec. Osiedliła się na początku XIX w na podwarszawskim wtedy Mokotowie. Szybko się spolonizowała i w krótkim czasie stała się potentatem warszawskiego piekarnictwa. Karol Tschirschnitz poślubił Sabinę z Wandlów, córkę znanych warszawskich piekarzy. Rodzina zamieszkała w zbudowanej na początku XX wieku okazałej kamienicy przy ulicy Sandomierskiej 23. Tam powstała pierwsza firmowa piekarnia, nazwana Litewską i tam najprawdopodobniej wypiekano po raz pierwszy
Chleb Sandomierski.
Nie mam potwierdzenia, że receptura na ten
chleb, którą znalazłam również w Zarządzeniu Ministra Handlu Wewnętrznego z dnia 3 lutego 1961 roku, w sprawie zużycia surowców do produkcji
pieczywa piekarniczego, jest oryginalną recepturą Tschirschnitza. Karol Tschirschnitz miał dwóch synów, obaj zostali, podobnie jak ojciec, mistrzami piekarnictwa i rozwijali rodzinny interes. Być może receptura przekazywana z ojca na synów, a
potem wykorzystywana przez innych piekarzy nie uległa dużym zmianom.Kamienica przy zbiegu ulic Sandomierskiej i Racławickiej stoi do dziś. Piekarnia braci Tschirschnitz odrodziła się po wojnie, ale jak większość piekarni uległa znacjonalizowaniu i po 1950 roku została zamknięta. Podobno do dzisiaj ten lokal stoi opuszczony w centrum Warszawy. Urządzenia zniszczył czas. W podwórzu straszą zabite deskami otwory okienne i rampa pamiętająca podjeżdżające kiedyś po świeże
pieczywo furgony.Wiadomości i zdjęcia z artykułu Tadeusza W. Świątka zamieszczonego w "Przegladzie piekarskim i cukierniczym" 5/2006
(przepis i metoda wg bloga Adam Piekarz)10 g zakwasu żytniego295 g
wody5 g
kminek (dałam 1 g zmielonego)8 g
soli345 g
mąki żytniej jasnej 720150 g
mąki chlebowej na kleik:czubata łyżeczka
maki żytniej 720Ciepłej
wody tyle, aby rozprowadzić tę
mąkę na papkę o gęstości ciasta naleśnikowegoPierwszy etap - przedkwas10 g aktywnego zakwasu żytniego20 g
maki żytniej 72020 g
wody 24-26 stopniSkładniki zmieszać w małym naczyniu i pozostawić na blacie na 9 godzin.Drugi etap - półkwas50 g przedkwasu50 g
mąki żytniej 72020 g
wody o temp.26-28 stopniZamieszać sztywne ciasto i przechowywać w ciepłym miejscu przez 6-7godzin.Trzeci etap - kwas120 g półkwasu110 g
mąki żytniej 720125 g
wody o temp.28-30 stopniSkładniki wymieszać i pozostawić na 3 godziny w ciepłym miejscu.Ciasto właściweSkładniki wymieszać. Najpierw rozprowadzić kwas w wodzie, dodać
sól i
kminek. Dodać
mąki i wyrobić ciasto robotem przez 10-12 minut.Z ciasta uformować bochenek i pozostawić na desce lub w koszyku do wyrośniecia.
Chleb wyrasta 1,5 godziny w temperaturze 30 stopni, np. pod żarówką piekarnika.Powierzchnię wyrośniętego
chleba posmarować kleikiem żytnim i włożyć do piekarnika z kamieniem nagrzanym do 250 stopni. Piec z parą przez około 10 minut, a następnie jeszcze 30 minut w temperaturze 200 stopni, bez pary .Po upieczeniu wyjąć
chleb z piekarnika i spryskać
wodą.Na zdjęciu poniżej widać jak wyrastał mój pierwszy bochenek. Jest położony na łopacie do
chleba i przykryty plastikową miską. Drugi bochenek (zdj.1, zdj.2) wyrastał w koszu.
Zachęcam do wykonania tego
chleba. Ciasto jest raczej geste, więc łatwe w obróbce. Proces wyrastania na desce to ciekawe doświadczenie. Trzeba uważać, aby nie przegapić właściwego momentu. Ciasto najpierw rośnie powoli, a
potem przyspiesza i staje się luźniejsze, bo nabiera więcej powietrza w pęcherzyki rosnącego miękiszu. Mój pierwszy
chleb przegapiłam i upiekł mi się płaski.
Potem piekłam jeszcze dwa
razy i już wiem, że pierwsza godzina w piekarniku pod żarówką wystarczy, a
potem wyjmuję deskę z bochenkiem i przez jeszcze pół godziny, gdy grzeje się piekarnik z kamieniem,
chleb jeszcze rośnie na blacie.
Chleb wyrosniety na blacie jest niższy niż taki z kosza, ale miękisz, jak widać na zdjęciach niżej, jest dokładnie taki sam.Bardzo smakuje mi ten
chleb. Przywodzi wspomnienia z dzieciństwa. Taki
chleb kiedyś wypiekała piekarnia w małym
miescie, w którym dorastałam.Chodziłam z babcią po
bułki "do Górskiego". To były duże, dzielone
bułki, dzisiaj zwane
wodnymi czy murarkami. Czasmi kupowałysmy też pół dużego, okrągłego bochenka
chleba. Nikt nie nazywał go sandomierskim, ale odnoszę wrażenie, że smakował własnie tak. Ten piekarz piekł tylko jednen rodzaj
bułek i jeden rodzaj
chleba. Od lat nie
jadłam takiego, z licznymi, małymi dziurkami w miąższu, o takim miłym, zakwasowym zapachu, z błyszczącą, rumianą i chrupiącą skórką.