ßßß Cookit - przepis na O Walentynkach raz jeszcze

O Walentynkach raz jeszcze

nazwa

Wykonanie

Pamiętacie jeszcze, że były całkiem niedawno? Mroźne, śnieżne, pełne słodkich różowych serduszek i wielu wyznań. Czasem szczerych, czasem wymuszonych chwilą. U nas było słodko za sprawą galaretek, o których nie miałam kiedy napisać.
Przepis znalazłam na blogu Doroty, więc miałam pewność, że się uda. Zresztą - co może nie wyjść, jeśli mieszamy świeży owocowy sok z żelatyną? Musi być dobrze.
Rzeczywiście, smak pomarańczy jest niesamowicie... Pomarańczowy . Żadna galaretka w proszku nie zapewni takich doznań. Zajadaliśmy się słodkimi serduszkami, wyobrażając sobie ciepły dzień w cieniu drzewek pomarańczowych. Tak, to były miłe Walentynki...
W przepisie pozmieniałam co nieco - wlałam odrobinę ekstraktu z limonki, który stał się orzeźwiającą nutą w tej pomarańczowej melodii. Zmniejszyłam też ilość cukru - wszystko zależy od naturalnej słodyczy owoców. Najlepiej po prostu posmakować i sypnąć cukru wedle gustu. Można kombinować z rodzajem owoców, z dodatkami, ze wszystkim - taka galaretka i tak zrobi wrażenie. Jest pyszna!
Galaretki pomarańczowe
Składniki:
(na 5 galaretek w formie do muffinek)
300 ml soku z pomarańczy (ze wszystkimi fufami)
skórka otarta z 1 pomarańczy
2 łyżeczki ekstraktu z limonki
3 łyżeczki żelatyny
2 łyżki zimnej wody
35 g cukru
dodatkowo:
2 kostki ciemnej czekolady
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Sok podgrzać z cukrem i skórką. Zaraz po rozpuszczeniu cukru zdjąć z palnika. Dodać żlatynę, dokładnie wymieszać. Ostudzić.
Wlać ekstrakt i wymieszać.
Przelać do silikonowych foremek i wstawić do lodówki do całkowitego zastygnięcia.
Sztywne galaretki delikatnie wyjąć z foremek, ułożyć na talerzykach i posypać startą czekoladą.
Smacznego!
Tym wpisem chciałabym zakończyć pewien etap. Mianowicie - podjęłam postanowienie. Mam całe mnóstwo gazet i książek kulinarnych, i bardzo mało z nich korzystam. Zabierając się za przepisy z blogów wiem, że wyjdą, że będą smaczne; mogę w razie czego dopytać Autora. Ale skoro wydałam już mały majątek na publikacje wszelakie (majątek wydany się powiększył, już niedługo przyjedzie z Polski paczka), stwierdziłam, że muszę ich używać. Nadal będę przeglądać blogi, zapisywać co ciekawsze przepisy, ale przygotowywać będę te z książek i czasopism (chyba, że coś mnie oczaruje i sprawi, że nie będę mogła spać spokojnie, ale nie przewiduję wielu takich sytuacji, gdyż ostatnio dość zmęczona jestem). Mam nadzieję, że się uda. I że słowo papierowe mnie nie zawiedzie. Trzymajcie kciuki!
Źródło:http://razadobrze.blogspot.com/2011/03/kilka-sow-o-niczym.html