Wykonanie
Kuchnia francuska ma w sobie coś takiego, że na samą myśl o niej prostujemy się przy
stole, przyciągamy do siebie łokcie i dystyngowanie posługujemy się nożem i widelcem. Nawet o niej rozmawiać nie wypada, trzymając nogi na
stole. Francja, a szczególnie Paryż, to miejsce nie tylko niezwykle romantyczne (która z nas choćby przez moment nie marzyła o oświadczynach na szczycie wieży Eiffela...?), ale również niemal onieśmielająco eleganckie. Obcować z artystami i sztuką można tam na każdym
rogu, a kiedy myślimy o arystokracji, zaraz przychodzą nam do głowy Francuzi.
Język francuski to nie tylko
język miłości, ale też sfer wyższych. Czy można oprzeć się tej
magii...? Nie sądzę.Sama marzę o wyjeździe do Paryża i Prowansji, chciałabym obejrzeć
zamki nad Loarą i przespacerować się ulicami w Arles, którymi chadzał van Gogh. Być może kiedyś moje marzenia się spełnią...
Póki co, do Francji przenoszę się kulinarnie, gdyż takie podróże dostępne są dla każdego.Tym razem sięgnęłam po clafoutis, czyli, mówiąc po polsku i dosadnie, zakalec najwyższej klasy. Tylko Francuzi potrafią przekuć coś takiego w danie narodowe, i w dodatku przekonać cały świat o jego wspaniałości. Dzisiaj clafoutis nie dziwi nikogo, wszyscy rozkoszują się tym oryginalnym smakiem, nie wymawiając jednak głośno słowa zakalec w obecności pani domu.Sama miałam lekkie obawy przed przygotowaniem tego deseru, ale gdy padła propozycja wspólnego gotowania, gdzie główną rolę grałyby
wiśnie, od razu pomyślałam o tym francuskim smakołyku. Z racji, że w Danii
wiśnie są niedostępne, a szkoda mi otwierać słoików, gdy na straganach piętrzą się świeże, pachnące
owoce, użyłam
czereśni. Nie jest to aż tak duże odstępstwo od oryginału; większą zbrodnią wydaje się wydrylowanie
owoców. Tradycyjnie bowiem
wiśnie zapieka się z pestkami, co ma nadać ciastu przyjemnie
migdałowego aromatu. Ze względu na bezpieczeństwo przy spożywaniu posiłku i zażyłość, jaką czuję ze swoim uzębieniem,
czereśnie brutalnie pozbawiłam pestek, i w tej formie zalałam
ciastem.Muszę przyznać, że na efekty czekałam z duszą na ramieniu. Na szczęście okazało się, że Francuzi wiedzą, co robią, i to ciasto-deser smakuje naprawdę wybornie. Oszukałam lekko, dodając ekstrakt
migdałowy, dzięki
czemu pachnie wspaniale; poza tym
aromat migdałowy doskonale komponuje się z
czereśniami. Nie za słodkie, bardzo delikatne, oryginalne w strukturze - zdecydowanie zaspokajające głód na Francję.Bazowałam na przepisie Blondynki, ale co nieco w nim zmieniłam.
Wiśniowe smakołyki przygotowały również Mirabelka, Mops i Panna Malwinna, koniecznie do nich zajrzyjcie!
Migdałowe clafoutis z
czereśniami
Składniki:(na formę o średnicy 20 cm)175 g
mąki pszennej50 g
cukru200 ml
mleka100 ml
śmietany kremówki (38%)1 łyżeczka ekstraktu z
migdałów3
jajkadodatkowo:500 g
czereśni50 g
cukru1 łyżka
cukru pudruCzereśnie wydrylować, przełożyć do miski, zasypać 50 g
cukru i odstawić na 30 minut.
Mąkę przesiać, wymieszać z
cukrem.
Jajka roztrzepać z ekstraktem. Dodać do
mąki, dokładnie wymieszać. Powoli wlewać kremówkę z
mlekiem, dokładnie mieszając. Ciasto ma być jednolite, bez grudek.Formę wysmarować
masłem. Na dno wysypać
czereśnie, polać powstałym
sokiem. Na wierzch wylać ciasto.Piec w 180 st. C. przez 40 minut.Przestudzić.Podawać letnie lub na zimno, przed podaniem oprószyć
cukrem pudrem.Smacznego!

Przepis dodaję do akcji Mirabelki W
wiśniowym sadzie .