Wykonanie
Jakiś czas temu wpadł mi w oko Pan
Kasztan . Zbierałam się trochę aby wreszcie go zaczepić, aż tu dzisiaj nabrałam ochoty na jego specjał - prażonego
kasztana. Uboga byłam w ten smak, przyznam się bez bicia, ciekawość zaprowadziła mnie na ulicę Juliusza Słowackiego 3. Dziwnie to brzmi dla mnie - Krakusa, dlatego
powiem Wam, że Pan
Kasztan stoi za przystankiem (na jego tyłach) na Placu Inwalidów w stronę Nowego Kleparza. O. Nieśmiało się tam chowa w otoczce tych
dziwnych budek, ma malutki kramik z uroczą biało - czerwoną falbanką i małą latarenką, i sam jest równie uroczy.Pomysł powstał - jak wiele takich inicjatyw - z pasji. Pasja narodziła się w Wiedniu, gdzie Pan
Kasztan usłyszał po raz pierwszy o tym specjale. Bo tak właśnie, Pan
Kasztan sam osobiście
kasztany podaje. Oczywiście nie mogłam nie zapytać czy to te same
kasztany co na drzewie. I chociaż znałam odpowiedź, że NIE, to jednak pytanie zadałam dla rozluźnienia atmosfery. Pan
Kasztan opowiedział mi, że trochę eksperymentuje i zapytał czy
miód pasowałby do owych prażonek. Ślinka mi pociekła co było chyba najlepszą odpowiedzią. Nie pogardziłabym też prażonym
kasztanem na słono i ostro a w
czekoladzie - propozycja Pana
Kasztana - to już w ogóle rozpusta. Niemniej jednak na razie możecie poznać smak prażonego
kasztana bez dodatków. Paka na jeden kęs (mnie zupełnie wystarczyła), kosztuje 6,50 zł. Dobrze, że Pan
Kasztan uprzedził mnie, że przed zjedzeniem trzeba zdjąć skórkę bo tak, to bym pewnie w całości wpakowała do buzi i pluła
potem straszliwie, że jakieś to takie drętwe. Jak smakuje kasztan? Jest słodkawy.
Powiem Wam tylko tyle, bo moje porównanie smakowe rozłożyło Pana
Kasztana na
łopatki.
Panie Kasztanie! Normalnie jestem normalna, naprawdę.