Wykonanie
Z jesienią jest jak z kobietą, ma wiele oblicz, wiele twarzy. Jednego dnia może być szara i bura, jak nieszczęśliwa kobieta, zmęczona i rozczarowana życiem, bez makijażu i w byle jakich włosach. Drugiego dnia może maltretować nas deszczem i mroźnym wiatrem, jak wściekła, złośliwa kobieta, której dobry humor od rana popsuł niepoprawny mąż, marudne dziecko lub zrzędliwa sąsiadka. A już następnego poranka może być złota, kolorowa, ciepła i zachwycająca. Jak kobieta w pełnym rozkwicie,w pełni szczęścia, zadbana, wymalowana, z rozwianym włosem i cudnym, ciepłym uśmiechem - kobieta kochanka, rozgrzewająca
serce swojego mężczyzny, lub kobieta matka czule tuląca swoje dziecko do piersi. Takiej jesieni nie można się oprzeć, takiej jesieni trzeba wyjść na spotkanie.
Nie zjadłam nawet śniadania, tylko złapałam aparat i poleciałam napawać się kolorami natury. Dobrze, że naturę mam tuz za
rogiem, to nie musiałam daleko biegać.
Moja ścieżka zdrowia prowadzi do Loch Lomond - cudnego szkockiego jeziora i jest dość popularna wśród rowerzystów, jednak w środku tygodnia i w godzinach przed południowych mozna delektować się spacerem w ciszy i spokoju. Od czasu czasu spotka się samotnych biegaczy,
pieski na spacerze i zaklinaczy gołębi.Wiecie co to jest?
Nie? To zajrzyjmy. Miły pan pozwolił mi zajrzeć do jego sanktuarium. Tak wyglądają szkocki gołębniki. Na dole jest przedszkole, gdzie
siedzą młode gołębie, a po schodkach do góry wchodzi się na wieże, gdzie
siedzą dorosłe osobniki, w dachu jest małe okno przez które gołębie wlatują i wylatują. Pan Zaklinacz właśnie wyremontował i odmalował swój Doocot. Doocot, czyli w tłumaczeniu na nasze "gołębi kojec", w takiej formie spotykany jest tylko w Szkocji, taka wieża zazwyczaj ma 4 metry wysokości.
Gołębiarz wysłał mnie do swojego kolegi obok, który właśnie zaczynał zaganiać gołębie do "domu". Cóz to był za widok cudny! Zaklinacz gołębi stał wyprężony przy wejściu do wieży i zaczął cmokać i terkotać. Trwało to
moze z 10 minut, może dluzej. Zaczęły się pojawiać gołębie, ale wcale im się do domu nie spieszyło, krążyły lub zasiadały na dachu domu i obserwowały swojego opiekuna z dystansu. Zaklinacz przestał cmokać i terkotać, dla odmiany zaczął gruchać i potakiwać bardzo zamaszyście głową, delikatnie wzruszając ramionami. Przypominało to trochę gruchającego gołębia drepczącego przy kawałku
ciastka. Ten jego taniec szybko zachęcił ptaki do powrotu do gniazda.Jeden po drugim jak po nicce włatywaly do wieży.
Zawsze patrzyłam na hodowców gołębi z lekkim uśmiechem. Hodowanie gołębi? Wystawy? Szare ptaszyska? Hobby dla dziwaków, myślałam. Po dzisiejszym spacerze chyba dostrzegłam w tym trochę
magii, albo zwyczajnie zostałam zaklęta:)