Wykonanie
Irlandzka pogoda zdecydowanie pobudza spontaniczność – gdy tylko wyjrzy słońce, w ogródkach rozpalane są grille, na drogach pojawiają się setki kolarzy, a plaże zapełniają się wielbicielami
morskich klimatów. Sami Irlandczycy wymyślają przezabawne memy i powiedzonka, żartując ze swojej gorliwości w korzystaniu z tych nielicznych
słonecznych dni :) Prawda jest taka, że tej spontaniczności i umiejętności adaptacji do tak szybko (i często drastycznie) zmieniającej się pogody trzeba im pogratulować, to się nazywa umiejętność przetrwania ;)Mieszkając na zielonej wyspie już spory kawałek czasu, my też nauczyliśmy się, że z dobrej pogody trzeba korzystać i to nie tylko w ramach nadrabiania zaległości w praniu ;P Gdy więc wczoraj przywitał nas przecudny, iście letni poranek, a do tego Piotrek miał akurat wolne, po prostu musieliśmy to wykorzystać i po krótkie naradzie, wyruszyliśmy nad morze :)Być może już Wam o tym wspominałam, ale powtórzę po raz kolejny – moja Córcia uwielbia
wodę, to jej żywioł. Jeżeli istnieją jakieś poprzednie wcielenia, ona musiała być żabą,
kaczką, czy innym wodolubnym stworzonkiem ;) Po mamusi tego nie ma na pewno, bo ja najpewniej czuję się na stałym lądzie i zdecydowanie wolę podziwiać rozbijające się o brzeg fale, niż pozwalać się im zalewać. Zuzia natomiast już mając niecałe dwa lata, ciągnęła tatę do
wody i rzucała swoje małe ciałko w największe fale, przyprawiając mnie o stan przedzawałowy. Nie przeszkadza jej ani zimna
woda, ani niezbyt przyjemny zapach wodorostów, ani tym bardziej fakt, że co większa fala mogłaby ją spokojnie zalać po czubek głowy.Domyślacie się zapewne, że wczoraj na hasło „morze” nasza mała gwiazda, aż zapiszczała z radości i, jak nigdy, bez protestów, czy ociągania ubrała się i zjadła swoją porcję owsianki, byle tylko szybciej znaleźć się na plaży :) A
potem przez pół dnia z zapałem biegała po piasku, wskakiwała do
wody i robiła przy brzegu mini bajorka, żeby potaplać się w błotku, ochlapując przy okazji biednego Piotrka, który robił za tragarza wiaderek z
wodą i głównego budowniczego tych mini baseników ;PTo był wspaniały dzień. I z pewnością bardzo dobrze wykorzystany, bo dziś od rana leje tak, że świata nie widać :/ Za to w słoiku mamy jeszcze kilka
czekoladowych ciastek, więc jakoś się dziś pocieszymy przy kubku
kawy lub
kakao ;)
Ciastka piekłam w poniedziałek i miałam wpisać przepis już wczoraj, ale wiecie – słońce, plaża… Komputer nie miał szans ;)Połączenie
czekolady i
pieprzu zawsze mnie ciekawiło, ale długo się zbierałam, żeby je wypróbować. Gdy wreszcie przełamałam swój lekki
opór, piekąc scones z
białą czekoladą i
pieprzem, wiedziałam już, że na tym się nie skończy. Jest w tej mieszance
słodyczy i pikanterii coś równie pociągającego, jak w słodko-słonym smaku mojego ulubionego
sosu karmelowego . Gdy już się raz spróbuje, nie sposób się oprzeć :)Same
ciasteczka są mocno
czekoladowe, ciemne i uroczo spękane. Z wierzchu lekko chrupią, a w środku ciągną się delikatnie i wprost rozpływają w ustach. Słodkie i aromatyczne, dzięki dodatkowi różowego
pieprzu, który nie jest zbyt pikantny, ale aromat ma wspaniały i, moim zdaniem, pasuje tu wyśmienicie :) Ostatecznie jednak możecie
pieprz pominąć, jeżeli nie jesteście do niego przekonani i cieszyć się smakiem klasycznych
czekoladowych ciastek.Polecam :)*na podstawie przepisu z „1000 recipes. Baking”Składniki na około 18 – 20 dużych
ciastek:300g
mąki pszennej1 łyżeczka
proszku do pieczenia1 łyżeczka
sodyszczypta
soli3 łyżki ciemnego
kakao175g miękkiego, niesolonego
masła225g ciemnego
cukru muscovado100g drobnego
cukru do wypieków1
jajko + 1
żółtko1 łyżeczka ekstraktu z
wanilii2 łyżeczki pokruszonych ziaren różowego
pieprzuWykonanie:
Mąkę,
proszek do pieczenia,
sodę,
sól oraz
kakao wymieszaj w dużej misce. Odstaw.
Masło utrzyj z oboma rodzajami
cukru, aż będzie jasne i puszyste. Dodaj
jajko oraz
żółtko i zmiksuj do całkowitego połączenia. Wlej ekstrakt
waniliowy i jeszcze raz wymieszaj.Do masy
maślanej dodaj wymieszane suche składniki oraz pokruszony
pieprz i zmiksuj dokładnie. Masa powinna być gęsta.Z ciasta formuj kulki wielkości mniej więcej
orzecha włoskiego (lub nieco mniejsze, jeśli wolisz mniejsze
ciasteczka) i układaj na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, pozostawiając duże odstępy, bo
ciastka mocno się rozpływają na boki podczas pieczenia.Piecz w temperaturze 170°C przez około 15 – 20 minut (w zależności od wielkości
ciastek), aż brzegi zaczną się delikatnie rumienić, ale środek wciąż będzie miękki. Upieczone pozostaw przez chwilę na blasze, po czym przenieś na kratkę i wystudź całkowicie. Zimne przechowuj w szczelnie zamkniętym pojemniku do 5 dni.Smacznego :)