Wykonanie
„Bon-Żur!” :) W październiku miałam przyjemność odwiedzić
plan zdjęciowy programu „Księgowa w kuchni” z
Marią Ożgą, realizowanego przez Telewizję TVS.Wielu z z Was zapewne kojarzy
Panią Marię – dumna mieszkanka Tarnowskich Gór (piękne miasto!), z zawodu księgowa, prowadząca własne biuro rachunkowe, szerzej znana jako finalistka drugiej edycji polskiego MasterChefa, autorka książki „Bon-żur! Księgowa w kuchni”, twarz restauracji „Kryształowa” w Katowicach i gwiazda programu „Księgowa w kuchni”. Sporo tego, prawda? Ale Pani
Maria, jak to kobieta ze Śląska i księgowa, ma wszystko dobrze zorganizowane i poukładane :)Od czasów MasterChefa darzę
Panią Marię wielką sympatią – za pogodę ducha i poczucie humoru, ale przede wszystkim za propagowanie dobrej polskiej kuchni – czasem stricte tradycyjnej, czasem w odświeżonej wersji, ale zawsze z podkreśleniem tego, że powinniśmy być dumni z naszej polskiej kuchni i wyśmienitych produktów. A poza tym sama jestem ze Śląska, a okolice Tarnowskich Gór są mi bliskie, więc co tu dużo mówić ;)Sama wizyta była przemiła. Atmosfera na planie jest luźna i wesoła, ale widać ile pracy trzeba włożyć w powstanie jednego odcinka i jak duża grupa osób jest w to zaangażowana. Samo nagranie poprzedzają długie przygotowania – zakupy jedzenia, przygotowanie
planu, ustawianie sprzętu i testowanie.Poniżej mam dla Was moją fotorelację, która przybliży Wam program „Księgowa w kuchni” od kuchni ;)
Widok z perspektywy Pani
Marii :)
Trzeba sprawdzić czy w garnku wszystko gra…
Ostatnie poprawki, sprawdzenie scenariusza i ustawianie sprzętu…
…i można nagrywać!
I jeszcze dowód, że tam byłam! :)
Poza podziwianiem pracy na planie, porozmawiałam trochę z
Panią Marią (m.in. o śląskich roladach i planach na Wigilię :)), a także przeprowadziłam dla Was wywiad :) Miłego czytania!Fotokulinarnie: Promuje Pani tradycyjną kuchnię polską i śląską. Dlaczego uważa Pani, że warto?
Maria Ożga: Po pierwsze promuję to, na czym się znam, na czym się wychowałam.A dlaczego warto? Bo mi zawsze jest żal, że francuzi mają w
sumie podobną kuchnię do polskiej czy śląskiej, ale są sprytni i potrafią ją rozreklamować, a nam to jakoś nie za dobrze wychodzi. Powinniśmy się od nich tego uczyć. Tym bardziej, że mamy co pokazać – na przykład crème brûlée i nasza szpajza mogłyby ze sobą konkurować.Jak wygląda Pani typowy dzień, jak znajduje Pani czas na wszystko? W końcu ciągle jest Pani czynną zawodowo księgową, ma Pani restaurację, prowadzi bloga, napisała książkę i ma własny program kulinarny……udzielam się również społecznie, mam też córkę, wspaniałego
męża i staram się ich nie zaniedbać.Podstawa to dobra organizacja. Gdy wszystko jest zaplanowane, to wtedy da się to zrealizować. Codziennie wstaję o 5:15, ale wcześnie chodzę spać. Również krótki relaks w ciągu dnia szybko mnie regeneruje. Oczywiście gdy
pisałam książkę lub gdy mam inne, dodatkowe projekty, to chodzę później spać. Ale staram się
potem szybko wrócić do normy.Także wakacje, wspólne wyjazdy i wycieczki z rodziną – to mnie regeneruje.Ale jak jest przeciążenie – wiadomo, zdarza się – to potrafię się zatrzymać. Wtedy wszystko zostawiam, robię sobie “dzień małej Marysi” i robię to, na co mam ochotę. I nie mam wyrzutów sumienia, bo najgorzej to
mieć wyrzuty sumienia z tego powodu.Wobec tego, co
Panią relaksuje?Robienie zupełnie zwyczajnych rzeczy bez pośpiechu. Nawet posiedzenie w domu cały dzień bardzo relaksuje. Albo wyjazdy – ostatnio wyjechałam z całą rodziną, żeby tak porządnie zwiedzić Wisłę.Ale wystarczy po prostu posiedzieć w domu, czy wybrać się na deser do ulubionej
cukierni :)Jakie są Pani sposoby na oszczędzenie czasu w kuchni? Jakieś sztuczki dla kobiet pracujących, które jednak chciałyby gotować zdrowo i tradycyjnie? Jak znaleźć na to czas?Przede wszystkim planować menu na cały tydzień. Po prostu usiąść i napisać menu. I raz zrobić porządne zakupy, a nie codziennie po troszeczku.Oraz gotować zupy dzień wcześniej – wtedy gdy przychodzę z pracy, to podgrzewam zupę, a w międzyczasie robię coś szybkiego: stir-fry, jednogarnkowe szybkie jedzenie,
sałatka,
kurczak,
ryba – to są szybkie dania.Czasem biorę też pracę do domu, bo jako księgowa mam taką możliwość. Dzielę się też obowiązkami: na przykład ja otwieram rano restaurację, a zamyka ją mąż albo siostra.A jeżeli już naprawdę nie wyrabiam, to przecież mam restaurację, więc jemy w restauracji……a to dopiero zaleta!Ja się bardzo cieszę, bo rodzina jest najedzona i nie muszę
mieć wyrzutów sumienia, że ich głodzę. Tak więc łączę dwa zawody i chyba w dobrym kierunku poszłam, bo wszyscy są zadowoleni :)A
przetwory również są sposobem na oszczędność czasu?
Przetwory swoją
drogą.
Sałatkę zawsze mam w spiżarni, pikle mojej córki w zalewie
musztardowo-octowej. Zatrzymuje lato w słoikach i dzięki temu wiem co jem.I to jest właśnie dobra organizacja. Pytają mnie – skąd Ty znajdujesz czas by jeszcze zaprawiać? – no właśnie 3 dni zajęło mi zaprawienie 100 słoików
ogórków, oczywiście mąż mi pomagał, no i jest gotowe. Owszem,
traci się trochę czasu latem, ale
potem mam pół roku spokoju.Tak więc robię do spiżarni różne sałatki, sosy do pizzy. Jak dziecko chce pizzę, to mam zawsze gotowy sos w słoiku. Wystarczy, że zrobię ciasto. Nie czarujmy się – mam maszynę, która mi je wyrabia. Nastawiam tylko konkretny czas i mam świeże ciasto na pizzę. Dodatki kupuję po drodze z pracy, czy mam je już wcześniej zaplanowane i w ten sposób można samemu zrobić pizzę w 10 minut.Gotuje Pani tyle dań, testuje przepisy na bloga, do książki, do programu, więc zapewne w domu jest zawsze sporo nowości. A czy jednak rodzina ma jakieś ulubione Pani danie?Mój mąż bardzo lubi nowości, ale przychodzi taki moment, że chciałby zwykłą
fasolkę po bretońsku czy grochówkę. On jeździ po całej Polsce i często
mówi: „no nie da się zjeść porządnej zupy, co to się dzieje!” A mąż chce taki normalny, czysty, domowy smak. Uwielbia, na przykład, mojego
łososia w sosie
cytrynowo-
kaparowym. W ogóle
ryby w tym sosie są świetne – szybkie, soczyste, bez panierki.Z ciast piekę na przykład tarty, bo również są szybkie. Zawsze mam gotowe ciasto w lodówce i wtedy przygotowanie tarty to chwila. Rodzina lubi też
owoce pod kruszonką, czyli crumble. Jeżeli chodzi o desery, to też się nie męczę – parfait czy semifreddo własnej roboty to dobre rozwiązanie. Jak goście przychodzą, to otwieram słoik
wiśni ze spiżarni, robię à la
dżem na ciepło i już mam deser.Czy obiad wygląda u Pani tradycyjnie: pierwsze i drugie danie, a
potem deser?W tygodniu niekoniecznie. Ale w sobotę i w niedzielę, kiedy jest więcej luzu, to jest to zestaw obowiązkowy.W tygodniu nie musi się skończyć na deserze. Rezygnujemy z deserów na rzecz
owoców. Staram się też ograniczać słodkości, bo dzieci mają je wszędzie wokół, również w szkole, chociaż teraz już starają się z tym walczyć. Ale i tak staram się też sama trochę to ograniczać.Dziękuję bardzo za rozmowę.