Wykonanie
Pamiętam lat temu naście przeczytałam artykuł pewnej reporterki o rodzinnej wyprawie do Toskanii. Już wtedy obiecałam sobie, że kiedyś i ja tam pojadę...To było moje marzenie, które spełniłam już 2
razy:-)Po raz pierwszy byłam tam za sprawą pewnej "malutkiej" osóbki, która nas tam przywiozła i sprawiła, że Toskanię poczułam wszystkimi zmysłami. Obiecałam sobie, że muszę tam zabrać najbliższych, żeby poczuli to samo;-)
Polecieliśmy do Bolonii samolotem. Zorganizowałam wyjazd dla najbliższej rodziny i przyjaciół. W
sumie zebrało się nas 24 osoby i
troje "obcych". Dzisiaj
mogę Ich śmiało nazwać "swoimi":-)Od samego początku, jeszcze w zamysłach miała to być wyprawa kulinarna z warsztatami. Justyna, nasza organizatorka (właścicielka biura lemon&lime) i ta sama "mała" osóbka:-), podchwyciła temat ochoczo. Sama lubi gotować i sprawia Jej to ogromną frajdę. Rezydowaliśmy w
winnicy Castel Coiano - agroturystycznym zamku, więc warunki na gotowanie były idealne.O naszym lokum i o warsztatach kulinarnych będzie osobny post. Nie sposób zmieścić wszystkiego w jednym. Chcę, żebyście zobaczyli to moimi oczami:-)
Uwielbiam małe średniowieczne miasteczka z cudnymi uliczkami, panującym spokojem (mimo tłumów turystów). Rozbrajał mnie widok beztroskich staruszków, siedzących przed domami na krzesełkach, dla których turyści byli atrakcją;-)
Pięknie udekorowane tarasy i wejścia do domów przykuwały naszą uwagę.Tam naprawdę czas wolniej płynie;-)
Certaldo, San Gimignano, Volterra, Lari - to miejsca, które ukazują nam znajome zakamarki, podziwiane na widokówkach. Były tak bliskie i realne, że musiałam je uwiecznić. Pamiątki bezcenne. Gdziekolwiek człowiek się nie odwrócił słychać było zachwyty.Ukazywały nam się niesamowite obrazy :-)
Każde z tych miasteczek odkrywało zjawiskowe uliczki i swoje tajemnice. Pierwszym, odwiedzonym przez nas było San Gimignano - słynie z
szafranu uzyskiwanego z krokusów uprawnych i
lodów znanych na całym świecie.Certaldo to miejsce urodzenia, śmierci, a także pochówku Boccaccia. Szukaliśmy tam
cebuli o smaku niespotykanym nigdzie, która jest w herbie miasta i na szyldach sklepów. Mieszkańcom musimy wierzyć na słowo, gdyż nie udało nam się jej znaleźć;-) Atrakcją turystyczną Certaldo jest wjazd kolejką do górnej części Starego Miasta.Volterra natomiast to miasto alabastru. Pierwszymi mistrzami obróbki tego minerału byli Etruskowie. Wyroby zdobią każdą witrynę wystawową sklepów. Miejscowość jest także znana z wampirów z sagi "Zmierzch".Tłumy wielbicielek poszukują uchwyconych w książce miejsc.
Podczas naszej wyprawy byliśmy w miejscach, gdzie asymilowaliśmy się z mieszkańcami. Popijaliśmy z nimi pyszną
kawę, próbowaliśmy ich specjałów. To chyba najfajniejsze uczucie, poczuć się tam jak u siebie w domu;-) Może dlatego Toskania jest rejonem, gdzie kiedyś mogłabym zamieszkać...Ach marzenia;-)
Na naszej drodze były też perełki, z których słyną Włochy . Jedną z nich była Florencja. Jednak bardzo mnie rozczarowała. Rzeka ludzi przelewających się ulicami, komercja i ceny przyćmiły romantyczny obraz, z którym zawsze kojarzyło mi się to miasto. Zupełnie inne wrażenie wywołała
Siena. To przede wszystkim udekorowane flagami dzielnice, zwane contradami, słynny wyścig Palio przyciągający tłumy turystów z całego świata. Przepiękna zabudowa głównego placu Piazza del Campo skupia mieszkańców i turystów. Trudno uwierzyć, że latem zamienia się on w tor wyścigowy;-)
Cattedrale di Santa
Maria Assunta jest katedrą pięknie zdobioną zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Florencka katedra przewyższa ją wielkością, ale wnętrze świątyni w Sienie bije ją o głowę.
Na zdjęciu poniżej widzimy ślad wygranej w Palio - baner z jeźdźcem z contrady Sowy. Dekoracja miasta jest przywilejem zwycięzców. Dwie dzielnice zawsze świętują, gdyż wyścig przeprowadzany jest dwukrotnie, w lipcu i w sierpniu.
Nasza wycieczka trwała tydzień. Mieliśmy czas na zwiedzanie, zabawę, wypoczynek i dopieszczanie naszych podniebień. Właśnie tak sobie wyobrażałam tę podróż i mam nadzieję, że tak samo odebrali ją pozostali uczestnicy. O naszych warsztatach i wyprawach kulinarnych jak również o
winnicy, na terenie której mieszkaliśmy napiszę w 2 części.
A z Justyną już planuję kolejną wyprawę...:-)