Wykonanie
Pewnego, bliżej nie określonego, zimnego dnia zza swoich pleców usłyszałem suche chrupnięcie. Jako, że nie oglądamy telewizji, nie znałem wcześniej z żadnej reklamy produktu SunBites i też nie od razu się zainteresowałem tą szeleszczącą paczuszką. Wychowawszy się w momencie w którym różnego rodzaju
chipsy znanych zachodnich marek, a
potem ich tańsze polskie wariacje rozepchały nasz wolny rynek i brzuchy niewinnych dzieci, w tym mój, mam spory dystans do wszystkich tego typu cudów współczesnej chemii. Jednak moja A nie da nigdy za wygraną i kiedy ona uważa coś za smaczne, to i jak muszę spróbować. Tak samo było z SunBites-ami i od razu musiałem przyznać, że to coś zupełnie innego niż do tej
pory jadłem, a na pewno coś co nie
skojarzy mi się z
chipsami i chrupkami kupowanymi w czasach, kiedy jeszcze musiałem stawać na palcach, by położyć na ladzie sklepowej pieniądze.Pierwszym smakiem jaki spróbowałem były SunBites z
pomarańczą. I chociaż na stronie reklamowej www.sunbites.pl producent upiera się, że "wystarczy chrupnąć jeden listek
pomarańczowych SunBites i zamknąć oczy, aby poczuć się jak skąpanym w słońcu,
pomarańczowym gaju", moje wrażenia były od tego zdecydowanie oddalone, aczkolwiek tym razem smak
pomarańczy był dość
rześki, odważę się nawet stwierdzić, że najbardziej
rześki ze wszystkiego, co do tej
pory jadłem. Mały problem leży w tym, że
pomarańcz sama w sobie jest na pewno bardziej soczysta niż wypieczone małe
krakerso-podobne
ciasteczka, co burzy pewne przyzwyczajenia w głowie prostego człowieka jak ja. Ale oczywiście do grzechu śmiertelnego jeszcze daleko. Bliżej do czepialstwa z mojej strony, bo przecież mnóstwo ludzi uwielbia takie połączenia, a
panie i panowie z
Frio Lay na pewno znają się na tym o wiele lepiej niż ja.Mimo tego zostałem zaintrygowany tą nową jakością i nie poprzestałem tylko na jednym smaku. Stwierdziłem, że bardziej mojemu gustowi będzie odpowiadać coś słonego i jakby specjalnie dla mnie, gdy tylko wszedłem do pobliskiego sklepu na stojaku leżały, dobrze wyeksponowane SunBites "wiosenne warzywa". Tutaj moje zainteresowanie produktem odrobinę spadło, a produkcji tej
serii najprawdopodobniej przyświecało przeświadczenie, że klient kupi to co zna, nawet jak nie do końca mu smakuje. I ze mną było podobnie. Dla mnie jedzenie tej paczki było jak słuchanie piosenek w
radiu; znam melodię, nie wiem kto, ani co śpiewa, ale i tak pogłośnię jak puszczą następnym razem...Żeby dopełnić obowiązku rzetelnego recenzenta, musiałem spróbować pozostałych
trzech smaków; "słodko słone", "
papryka z
ziołami" i "z
leśnymi owocami". Nad dwoma pierwszymi szybko przeszedłem do porządku dziennego i chociaż jakość smaku, jego intensywność (nie mówię, że są to bardzo intensywne doznania, odpowiednim słowem jest "wyważone") bardziej mi odpowiada niż tradycyjne
chipsy, ciągle nie "zalajkuję" tego produktu na facebooku i zapewne po skończeniu pisania tego artykułu
wrócę do swojej diety, która nie wymaga znajomości tablicy Mendelejewa. Jednak nie bez kozery "
leśne owoce" zostawiam sobie na koniec. Uważam, że to najbardziej udane "chrupiące listki" ze wszystkich pięciu jakie zostały nam zaserwowane. Chociaż moje przyzwyczajenia raczej dążą do solonych wersji chrupkich zakąsek, ten smak zapadł mi w pamięć najbardziej. Wyobrażam sobie je jako coś, co można zabrać sobie w ciepły dzień do parku i obserwując krzątających się ludzi, chrupać je sobie beztrosko (albo wkurzać kogoś przeciągłym szelestem opakowania). Ale teraz czas na cios który sprowadzi nas na ziemię, czyli zaglądamy na tył opakowania żeby przeczytać skład.Chociaż marketing bardzo stara się, żeby produkt kojarzył się z czymś nowym i świeżym (widać to po reklamie, którą można obejrzeć na stronie promocyjnej; jasna, spokojna, dużo bieli, lekkie podmuchy wiatru na twarzy aktorki), bo nawet sama "podnazwa" - "chrupiące listki wielozbożowe" to próba stworzenia nowego segmentu przekąsek (lub wpisanie się w segment zdrowej żywności), to na odwrocie starzy przyjaciele: glutaminian monosodowy (E621), guanylan disodowy (E627), czy inozynian disodowy (E631), czyli wzmacniacze smaku, czego oczywiście producent się nie wypiera, a wy też
drodzy czytelnicy na pewno dzisiaj się z nimi witaliście. Nie są to związki uważane za szkodliwe... w rozsądnych ilościach, a więc o rozsądek apelujemy.Bardzo miłym zaskoczeniem jest lecytyna sojowa, która min. potrafi obniżać cholesterol, jednak nie
mogę się doczytać ile ma ona swojego wkładu na całość produktu. Jeżeli jesteśmy już przy udziale procentowym poszczególnych składników, to zwrócił moją uwagę znaczek twierdzący, że nasz produkt jest "źródłem błonnika", ale po spojrzeniu na tabelę wartości energetycznej szybko przekonujemy się, że na 100 g produktu jest tylko 4,5g błonnika gdy na przykład
cukru 13g/100, a tłuszczu 17g/100.Jeszcze została nam cena. Zawsze lekko ponad 3 zł, to cena umiarkowana i porównywalna do innych produktów "zakąskowych", ale ciągle bardzo niska jak dla produktów typu "zdrowa żywność", na którą próbuje się kreować. I chociaż mógłbym obudzony w środku nocy wymienić 10 produktów bardziej niezdrowych niż SunBites, to ciągle zawiera on w sobie środki które na dłuższą metę będą się na nas mścić. Nie chcę jednak na dzisiejszą
modę być groźnym jury
rodem z telewizyjnych show o śpiewaniu, tańczeniu, czy gotowaniu, więc uśmiechając się do was zza monitora proponuję, żeby tego typu zakąski były sporadycznym elementem diety, najlepiej przy okazji spotkań ze znajomymi, przed soczystą
sałatką, lub słodkim
jabłkiem.