Wykonanie
Odwiedziłam kiedyś znajomą, która posiada liczną rodzinę w regionie, którego mieszkańcy uznawani są za, delikatnie mówiąc, oszczędnych. Poczęstowała mnie wtedy czymś i podarowała na to coś przepis. Oto on:25 dkg
marchwi, 2
pomarańcze, 2 i 1/2 szklanki
cukru, 2 łyżki kwasku
cytrynowego, 4 i 1/2 litra
wody.
Marchew utrzeć na tarce,
pomarańcze pokroić wraz ze skórką, zalać
wodą i gotować na małym ogniu (nie pamiętam dokładnie jak długo ale pewnie tak ze dwie godziny).
Pomarańcze i
marchew zmielić w maszynce do
mielenia mięsa i wycisnąć tę paciaję przez gazę do garnka, w którym wcześniej należy zagotować 4 i 1/2 litra
wody z
cukrem i kwaskiem..Wtedy nastąpi koniec procesu- to coś będzie gotowe. Będzie miało kolor "oranż", lekki zapach
pomarańczy i smak nie tyle ohydny, co dziwaczny. Jeśli nie posiada się szczególnie wyrafinowanego podniebienia, można ten smak skojarzyć odlegle z tak zwanym "
nektarem"
pomarańczowym dowolnego producenta.Pomimo, że
marchew zawsze jest godna polecenia ze względu na zawarty w niej beta karoten, który jest ważny w profilaktyce przeciwnowotworowej (syntetyczny nie jest skuteczny z nieznanych przyczyn), nie warto korzystać z tego przepisu. Zapewniam, nie ma powodu.Dla mnie eksperyment z Pomarańczawym miał sens. Od czasu, gdy spróbowałam produktu domowej roboty, jak wyżej, mój zmysł smaku uwrażliwił się tak dalece, że z łatwością rozpoznaję, który producent
przetworów owocowych dodaje do swojego
dżemu jagodowego nieco CZERWONYCH
BURACZKÓW.To nie koniec. Słyszałam, że we wspomnianej, słynącej z ludzkiej skrupulatności części naszego
kraju, ta breja- pozostałość po odciskaniu przez gazę- jest smażona z
cukrem i służy do nadziewania pączków. Jeśli więc zdarzy wam się zawitać w tamte rejony, uważajcie jedząc pączki. Może się Wam trafić sztuka nafaszerowana mieszanką
cukru, odpadków kuchennych i łupin.