Wykonanie
Wychodząc z restauracji "Pod Sokołem" położonej na Piłsudzkiego 27 powiedziałam do mojego W, że kiedyś mój blog nas zabije. Poprzez obżarstwo jakie uprawiamy w odwiedzanych restauracjach i odkładający się w nas tłuszcz, zginiemy
młodo. "Ale za to
jacy zadowoleni!" - dodał W klepiąc się po brzuszku.O maczance po krakowsku pierwszy raz dowiedziałam się z programu "Kuchenne rewolucje". Jak długo w
Krakowie żyje a będzie już ponad trzydzieści lat, tak nie uświadczyłam tego dania ani na
stole u Mamy, ani u Babci, Cioci oraz przy innych balatach kuchennych, przy których gościłam. Może dlatego, że jak się
potem dowiedziałam, danie to pochodzi z nizin społecznych czyli od biednych, krakowskich studentów :), którzy nie mając co jeść moczyli czerstwą
bułkę w sosie z pod pieczeni zjadając ją z pozostałymi skrawkami
mięsa. Dziś danie to składa się z kawałka
bułki, karczku i
cebulki a wszystko zalane jest pysznym, wyrazistym
sosem pieczeniowym na bazie
czerwonego wina. I na taką maczankę (25 zł) zapraszam Was do restauracji "Pod Sokołem".Znajdziecie tam również pokaźnych rozmiarów zupy: Żurek łobzowski (9 zł) podawany w śmieszny sposób bo przelewany z garnczka, jaki znajdziecie u Babci w kredensie prosto do Waszego talerza oraz aromatyczne Flaki (14 zł). Zmiksowaną michę pierogów (21 zł) za 20 sztuk oraz T-
bona czyli porządny kawał
wołowiny dobrze przyprawiony i wysmażony w sposób jaki sobie zażyczycie(56 , 90 zł). Zanim jednak przejdziecie do dań głównych, nie możecie ominąć tatara wołowego (19 zł). Nie tylko dlatego, że jest smaczny ale przede wszystkim dlatego, że nietypowo podany i cieszy również oko.Gdybym drugi raz miała wybrać to na pewno pominęłabym Chateaubriand z
polędwicy wołowej ( 47 zł). Nie zachwyca smakiem ani wyglądem i zupełnie nie pasuje do karty i dań, którymi restauracja ta może się poszczycić. Bo "Pod Sokołem" jest smacznie, porcje są duże, jest po polsku i chociaż można było by się przyczepić do serwowanych sałatek i surówek to jednak ogólny smak i wrażenie pozostają bardzo dobre.I kiedy już na koniec najedzeni i umierający wydaje się Wam, że osiągnęliście apogeum szczęścia, dopada Was kelner, cały czas dbający by dania pojawiały się równocześnie na
stole, były ciepłe i ciekawie podane oraz byście nie przegapili najlepszego: sernika na zimno z
białej czekolady w
sosie malinowym (13,90 zł). Gwarantuje Wam, że tak podanego sernika nie jedliście nigdzie. Wygląda jak gałki
lodów, bo serwowany jest w
wafelku i faktycznie w kształcie
lodowych kulek. Jest tak dobry, że nie jestem w stanie Wam go opisać, po prostu musicie iść go spróbować sami! I tylko mała prośba do kucharza: błagam zrób do niego własny
sos malinowy, to tak niewiele a spowoduje, że deser ten pojawi się na ustach wielu krakowian. Dopieść go, bo sos z tubki psuje wszystko. A sezon na
maliny się zaczyna!