Wykonanie
A dlaczego dla odważnych? Bo smak ma bardzo specyficzny. Albo pokochasz, albo znienawidzisz!Znudziły mi się sałatki z dodatkiem
amarantusa, postanowiłam zrobić coś w czym
amarantus będzie głównym składnikiem. Do głowy wpadł mi pomysł na coś, co może przypominać pasztet, a może pieczeń? Ciężko powiedzieć. A z czym się to je? Najlepiej z surówką ;-)Składniki:250 g ziarna
amarantusa100 g
fasoli mung2 łyżki
siemienia lnianego1
marchewka1
pietruszka3 małe
cebule1 łyżeczka
kminku (całego)½ łyżeczki
kminu rzymskiego mielonego
Sól do smaku
Zioła prowansalskie – minimum 3 łyżeczki, można więcej jak ktoś lubi
Olej do smażeniaWykonanie:Ziarna
amarantusa gotujemy wg przepisu na opakowaniu. Jeżeli nie wchłonie całej
wody – odcedzamy.
Fasolę mung moczymy przez około 2h, następnie zmieniamy
wodę i gotujemy do miękkości, czyli około 30 min.
Cebulę i resztę warzyw kroimy drobno i podsmażamy do momentu aż wszystkie będą miękkie.
Siemię lniane mielimy w młynku do
kawy.Ugotowane ziarna
amarantusa,
fasolę mung i warzywa umieszczamy w większym naczyniu. Dodajemy
przyprawy, zmielone w młynku
siemię lniane i całość miksujemy przy pomocy blendera na gładką masę. Przekładamy do małej keksówki.Należy uważać żeby nie rozgotować
amarantusa – tzn żeby nie zostawić go na dłuższy czas w garnku ze zbyt dużą ilością
wody. Jeżeli będzie jej za dużo, to pieczeń będzie się trochę rozpływać i będzie trudno ją nakładać.Pieczemy w temperaturze 200 st przez pierwsze 40 min, następnie zmniejszamy temp. do 100 stopni i zostawiamy w piekarniku na około 20 min. Po tym czasie wyjmujemy foremkę z pieczenią z piekarnika, studzimy i chowamy do lodówki (ja zostawiłam w lodówce na noc – po tym czasie lepiej się kroiła).Pieczeń ta jest zupełnie inna w smaku niż wszystko czego do tej
pory próbowałam... ;-)
Jak widać na zdjęciu - da się pokroić. Pierwszy kawałek ukroiłam nie do końca po przestudzeniu, a i tak się nie rozpadł. Jednak polecam zabierać się za krojenie dopiero jak pieczeń poleży kilka godzin w lodówce.