ßßß Cookit - przepis na Wakacje w Toskanii, czyli jak się lata z Ryanairem - cz.1

Wakacje w Toskanii, czyli jak się lata z Ryanairem - cz.1

nazwa

Wykonanie

Każde wakacje trzeba rozpocząć podróżą, no nie da się inaczej. No chyba, że spędza się je w domu, lub pod gruszą, a grusza jest u sąsiada na działce, a działka dwie ulice dalej, to wtedy problemu nie ma. My ani pod gruszą, ani w domu wakacji nie spędzamy, więc ważnym aspektem każdego planu wakacyjnego jest podróż do wcześniej upatrzonego miejsca, jakże i powrót z niego. Tym razem padło na najtańsze linie lotnicze na rynku europejskim - RYANAIR. Aha! Już widzę ten błysk w oku i zaciekawienie czytelnika, a jak jeszcze dodam, a raczej przypomnę, że Sznupek ma dłuuuugie nogi, a ja mam duuużą.... powierzchnię użytkową, to wiecie, że będzie ciekawie. O Ryanairze krążą już legendy. Pewnie każdy słyszy co jakiś czas o tym, że Ryanair ma wprowadzić miejsca stojące, płatne toalety, czy inne udziwnienienia, celem zwiększenia pakowności samolotów i cięcia kosztów. No cóż postanowiliśmy sprawdzić te plotki na własnych czterech literach.
Początek był zaskakująco miły, odprawa bez zakłóceń, bagaż nie przekroczył limitu i nawet nie sprawdzali wagi bagażu podręcznego. W poczekalni przed wylotem było więcej krzeseł niż pasażerów, więc walki o ostatnie wolne miejsce nie było. Do samolotu wpuścili nas o czasie. Samolot jak to samolot, miał dwa skrzydła, jeden dziób, jeden ogon i dwa wyjścia - sprawdziłam dokładnie. Zmartwiła mnie tylko jedna sprawa. A mianowicie Ryanaira stać było tylko na jedne porządne schody, pod drugie wejście podstawili coś, co przypominało drabinkę strażacką. Powiecie, że się czepiam szczegółów. No to zapraszam do Glasgow, gdzie wiatr wieje przynajmniej 300 dni w roku, tak że głowę urywa. Drabinka się chybocze na boki, a poręczy nie ma się jak złapać, bo chyba z tasiemki zrobiona.
Wchodzimy do środka, przywitała nas uśmiechnięta stewardesa i zgrabnym ruchem ręki pokierowała nas do naszych siedzeń. Zaczynam się rozglądać i kurde normalnie jajko niespodzianka! Nie , nie! - nie dawali nam w prezencie. Samolot w środku wygląda jak zabawki z jajka niespodzianki - małe, plastikowe i nietrwałe. Serio! Samolot był w środku cały plastikowy i żółty. Ten żółty kolor to chyba takie zagranie psychologiczne, bo jak wiadomo, kolor żółty wzbudza agresję, wprowadza w stan nerwowości, a jak człowiek zdenerwowany to się spina, nogi zaciska, garbi się , ręce kładzie po sobie i od razu więcej miejsca prawda? Da się wcisnąć dodatkowy fotelik? Da się!
Jakoś się ze Sznupkiem usadowiliśmy, choć o jakimkolwiek komforcie ciężko mówić. Nie mogłam się nawet za bardzo kręcić, bo jak ja się kręciłam, to Sznupek tarł kolanami o siedzenie przed nim. Nie wiem na jakiej zasadzie to się działo, ale się działo, a wiadomo, że tarcie kolanami po oparciu to żadna przyjemność, więc się Sznupek denerwował, a jak się denerwował, to mnie się oparcie wbijało w biodro. Od razu mówię, nie wiem! Nie wiem jak to się działo, ale się działo. Zaczęłam się rozglądać za kieszonką, która zazwyczaj jest na wysokości kolan i zawiera książeczkę z oferŧą podniebnego sklepu i podniebnego cateringu oraz instrukcję "co robić" w razie, gdybyśmy zaczęli spadać w dół, ale kieszonki nie było , zostały zlikwidowane na rzecz dodatkowego rzędu siedzeń. Instrukcja była przyklejona na zagłówku, a broszurki roznosiły stewardesy. Jak zabrakło broszurek, a zabrakło, bo siedzeń dołożyli, a broszurek nie dodrukowali, to dziewczyny chodziły korytarzykiem i krzyczały - hot dog, cheeseburger, kanapki, hot doggg, cheeseeeburger , kaaaaanapki! - jak na meczu footballu amerykańskiego normalnie. Z drugiej strony to bardzo złośliwe posunięcie linii lotniczych jest. Człowiek siedzi na bezdechu, niemal z wytrzeszczem oczu, żałuje każdej przerwanej diety w ciągu ostatnich 20 lat, robi sobie wyrzuty z powodu każdego kawałka tortu z bitą śmietaną zjedzonego od czasu pierwszych urodzin, a tu ci taka biega i zachęca do burgerów i kanapek. Przecież jak ja bym zjadła tego hot doga, to by musieli mnie z tego samolotu wyciągać razem z siedzeniem. Ja się nawet bałam wody napić. Ba! Ja nawet gumę do żucia wyplułam , żeby sobie odjąć parę deko. Mówię do Sznupka, Ty weź i zdjęcia porób, na blogu pokażę w jakich warunkach podróżować musiałam, na co Sznupek - to weź i się przesuń bo nie mogę ręki wyciągnąć.
No bardzo śmieszne! Weź i się przesuń, przecież jak ja się przesunę to będę widoczność kapitanowi zasłaniać. No dobra, jakoś wzięłam i się przesunęłam, jedna stewardesa ucierpiała, ale co tam, zdjęcia dla was są.
Kupując nam bilety na lot zauważyłam, że Ryanair wprowadził biznes klasę i za chiny ludowe nie mogłam jej namierzyć? Samolot mały, siedzenia takie same, więc niby gdzie? No chyba, że według ich standardów siedzenia przy wyjściach ewakuacyjnych są "biznesówką" i trzeba zapłacić podwójną cenę, bo wierzyć mi się nie chce, żeby kapitan zgodził się trzymać pasażerów na kolanach? Tak właśnie sobie pomyślałam, że ten cały cockpit to straszne marnowanie przestrzeni użytkowej, przecież można by wstawić tam przynajmniej dwa rzędy siedzeń. A kapitan? Przecież mogłyby sterować samolotem za pomocą joysticka z lotniskowego parkingu, tego najtańszego oczywiście.
Na szczęście widok za oknem był ładny, lot krótki, więc jakoś się przemęczyliśmy te 2 godziny. Na końcu stewardesy próbowały wcisnąć nam jakieś zdrapki z gwarantowaną wygraną. Jakoś się nie skusiliśmy. Jajko niespodzianka wylądowała, zaczęliśmy się przeciskać do wyjścia. Schodziliście kiedyś po drabince na sztywnych nogach , ze zdrętwiałym karkiem i bólem w pośladkach? Następnym razem powiem, żeby nas zepchnęli, będzie szybciej i łatwiej. Chciałoby się powiedzieć - NIGDY WIĘCEJ, ale przecież jakoś jeszcze musimy wrócić. No ale tym będziemy się martwić za 11 dni. Wylądowaliśmy w Pizie, jest gorąco, jest włosko, jest bosko!
CDN....
Źródło:http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.com/2014/10/wakacje-w-toskanii-czyli-jak-sie-lata-z.html