Wykonanie
Ostatnio pogoda nas nie rozpieszczała.Mało tego, wydaje mi się, że chciała nas wszystkich ciągle robić w konia.Najpierw uśmiechała się do nas
słonecznie, kusząc wonią wiosny, po czym pluła nam szyderczo deszczo-śniegiem w twarz!Ale dzisiaj było inaczej. Nawet stokrotki wypatrzyłam, na wszelki wypadek podeszłam bliżej, żeby upewnić się, że nie mam halucynacji (po tak długim okresie intensywnej nauki wszystko jest możliwe, co więcej, czasem naprawdę je z tego powodu miewam ;D).No, ale wracając do DZISIAJ: Wyszłam z domu jako prawie wolny człowiek...(Chociaż egzaminy oficjalnie się skończyły, a już JUTRo, po jednodniowych wakacjach zaczynam zajęcia :[, to za tydzień w piątek czeka nas wszystkich taki jeden egzaminik na deser...Udało nam się zmienić jego datę z wcześniej na teraz.
Mowa o … MORFOLOGII!).Tak, kochani. Za tydzień w piątek, my dzieci wojny (to znaczy chciałam napisać studenci), staniemy twarzą w twarz z najtrudniejszym przedmiotem, jaki mogłam sobie wyobrazić.Egzaminek potrwa jedyne 5h :). (Nie, nie pomyliłam cyferek).Ktoś mógłby zapytać, czy to żart, czy profesor, który wymyślił sobie coś takiego jest sadystą?Co do tego, nie wiem... hehe, ale Marina, to na pewno cudowny profesor. Bo, choć wymaga wiele, jest prawdziwym specjalistą i wspaniałą osobą :). Jestem dumna z tego, że dostąpiłam zaszczytu obcowania z tą Kobietą :).Tak więc, Moi
Drodzy, w dzień moich najdłuższych wżyciu wakacji postanowiłam zrobić WSZYSTKO.Mówią wszystko mam na myśli czynności, których nie byłam w stanie wykonać w ciągu ostatnich dwóch tygodni, przez ciągłe potyczki sesyjne.Nie było to nic nadzwyczajnego, ale przyjemnie było móc w końcu zrobić z taką jakąś większą swobodą. Trochę przyjemności i trochę obowiązków (tak dla równowagi).I tak, blada twarz (JA) z makijażem à la osiedlowy kloszard lub, jeśli ktoś woli: à la panda (patrz sińce pod oczami będące efektem wielodniowego braku snu), wyskoczyłam z łóżka wczeeeeśnie (za wcześnie!): wewnętrzny budzik napędzany stresem nie pozwolił mi na żadne odsypianie.Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam (no, prawie pierwszą), było pożarcie
żurawinowego MUFFINA , będącego wytworem z zeszłej nocy (no dobra, relaksowanie się rozpoczęłam już zaraz po powrocie z wczorajszej bitwy). Później zaczęłam obfotografowywanie tego, co pozostało :).Przedstawiam Wam, przygotowane specjalnie na akcję u Domi: Zimowe Muffiny z
kisielem Żurawinowym.Najprzyjemniejszy punkt pracowitego dnia, który pozwolił mi wyciągnąć skądś wspomnienia z Pragi i zamknąć na chwilę oczy przy piosence Lennona .
Reszta nie była już tak interesująca i zostawiła mnie w dodatku bez sił.Także ten, no :), SMACZNEGO!_____________________Ingrediencje:63g
naturalnego jogurtu30 g
masła (roztopić)1
jajko75g
mąki ryżowej(lub pszennej)1/4 łyżeczki
sody oczyszczonejociupinka
soli40g
cukru2
torebki herbaty Winter
Time (od Teekanne MOJA ULUBIONA)1/2
torebki kisielu żurawinowegokilka
owoców suszonej żurawinyCzary:
Kisiel przygotować zmniejszając ilość
wody podanej na opakowaniu (żeby był gęstszy). Dodać pokrojone w kawałeczki
owoce żurawiny. Odstawić.
Jogurt wymieszać z roztopionym i przestudzonym
masłem. Dodać
jajka i roztrzepać.
Mąkę przesiać, wymieszać z
sodą,
cukrem,
solą i
herbatą. Następnie dodać do mokrych składników. Wymieszać delikatnie do połączenia się składników i uzyskania gładkiej masy.Ciasto nakładać do foremek wyłożonych papilotkami: ciasto, łyżeczka
kisielu, ciasto.Piec w temperaturze 170ºC przez 25 - 30 minut.