Wykonanie
Wybaczcie mi nieobecność. Ale niewiele mam teraz okazji do złapania dziennego światła, żeby zrobić w miar dobre zdjęcia a nie chciałam Wam pokazywać czegoś z czego sama nie jestem zadowolona. Trochę się u mnie działo ostatnimi czasy. Najważniejszym wydarzeniem były narodziny bratanicy M. Piękna kruszynka z czarną czuprynką i ciemnymi wielkimi oczkami. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia:) Z tej okazji przygotowałam tort. Trzypiętrowy, ale raczej niejadalny bo pieluchowy (ku mojej uciesze, wyszedł naprawdę fajnie). Lubię dawać praktyczne prezenty. Tak więc poprzednia sobota zleciała na wgapianiu się w maleństwo albo skręcaniu dinozaurów, formuły 1 czy dźwigu z drewnianych klocków dla Starszego Brata Małej Księżniczki (takie klocki sama mogłaby
mieć;), czytaniu, przytulaniu i łaskotaniu. Do poniedziałku zatem mieliśmy gości. Na gotowanie i robienie zdjęć nie było czasu więc i na bloga nie było wrzucać. Od czwartku z kolei mieliśmy kolejnych gości. Moja Kochana Pacjentka musiała wpaść do stolicy na kolejną dawkę chemii. I tu brawa dla Niej za wytrwałość i dzielność. No już, już wszyscy razem:) Tym razem udało się postać w kuchni gdyż iż chciałam jej dogadzać smakołykami. Może nie były to takie frykasy jakie podają w szpitalu, ale Pacjentka grzecznie wszystko zjadała (i nie marudziła przy tym nic a nic), żeby mi przykro nie było. Nie pisnęła ani razu, że przecież ta szara pacia niewiadomego pochodzenia co jej w szpitalu podali, to na bank jest lepsza niż moje ravioli ze
szpinakiem i
orzechami albo
cytrynowy makaron z
kurczakiem ;) Szacun Maleńka! Poza gotowaniem były też zakupy i sporo malowania. Moja Kochana wraz ze swoją Połówką przywieźli do mnie półeczkę na
wino, żebym ją przerobiła. A! Bo zapomniałam Wam wspomnieć, że to moje nowe hobby to sztuka decoupagu i postarzania mebli;) Zatem, czwartkowy, piątkowy i sobotni wieczór spędziłam z pędzlem, papierem ściernym, klejem i serwetkami w łapach. Jakbyście byli ciekawi efektów to patrzcie tu na dół:
Poza tą półeczką była również szkatułka i tutu na balet dla Su, które przygotowałam na szpitalnym łóżku u
boku Mojej Pacjentki.Było wesoło bo tiul był wszędzie, co chwilę podchodziła jakaś pielęgniarka i patrzyła z zachwytem, że tak szybko można to zrobić a ona się męczyła z szyciem na maszynie, marszczeniami itp. przygotowując coś takiego dla swojej wnuczki. Jednym słowem poszło sprawnie i było wesoło:)
Zdradzę Wam, że Su była zachwycona. Zadzwoniła do mnie wieczorem jak tylko rozpakowała swój prezent z taką radością w głosie, że sama się
potem cieszyłam jak dziecko. Dostałam też od Su obrazek przestawiający mnie jako Anioła (bo Su
mówi, że "ciocia jest Aniołkiem") no i Kotę buszującą w trawie. W kolorze blue! :)) Uśmiałam się do rozpuku:)A teraz o dzisiejszym przepisie. Od jakiegoś czasu ćwiczę i staram się zdrowo odżywiać. Raz wychodzi a raz nie, bo przecież miłość do jedzenia wygrywa i zdarza mi się popełniać małe grzeszki w kuchni;) Dzisiejsza propozycja to ta ze zdrowej rubryki mojego menu. Zielona, warzywna, ale smakuje
owocami. Intensywny kolor poprawia mi nastrój a witaminy wypełniające szklankę są prezentem dla organizmu. Zanim stwierdzicie, że
szpinak i pietrucha w
soku pomarańczowym są bleeee. Choć raz spróbujcie taki koktajl zmiksować! Moja pacjentka była sceptycznie do niego nastawiona ale już wczoraj napisała do mnie kiedy wrzucę przepis, bo chce go pić i pić :) Zatem na dobry początek tygodnia (bo wtorek to jeszcze taki trochę poniedziałek) zapraszam Was na zieloną bombę witaminową!:)
Składniki: na ok 0 , 5 lsok z 1,5
pomarańczy (rozwałkujcie
owoc przed wyciskaniem soku to uzyskacie go znacznie więcej)1
kiwi1/4 część dużego
ananasa już po oczyszczeniu ze skóry i twardego środkalistki z całego pęczka
natki pietruszkiok 50 g listków młodego
szpinakuPrzygotowanie:Umieśćcie wszystkie składniki w blenderze i bardzo dokładnie zmiksujcie.
Pijcie od razu bo tak najlepiej smakuje:)Jeśli będzie zbyt gęsty możecie dodać więcej soku z
pomarańczy. Moje były bardzo soczyste więc wystarczyło 1,5
owocu.