Wykonanie
Ostatnio znów udało mi się oczarować C. zupą. Okazuje się, że zdecydowanie woli takie, w których coś sobie pływa... Krem zje, ale to jednak nie jego bajka... Nie, żebym gotując obiad dla siebie, jakoś specjalnie interesowała się jego upodobaniami... Zazwyczaj bowiem zupy pojawiają się na
stole, gdy C. pracuje popołudniami, a ja odczuwam nieodpartą potrzebę zjedzenia czegoś bardziej treściwego niż tost czy kawałek ciasta. Tym razem naszło mnie na
cukinię, którą kupiłam bez zastanowienia. Dopiero siedząc przed laptopem zaczęłam się zastanawiać, w co właściwie mogłabym tą
cukinię przemienić... Na blogu Alba znalazłam bardzo ładnie wyglądają zupę, z
makaronem i właśnie taką do pogryzienia. Z kolei na Szybkim gotowaniu zobaczyłam
makaron z
cukinii, który oczarował mnie od razu. Było, nie było, postanowiłam te dwa pomysły połączyć. I muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę!Zupa wyszła naprawdę bardzo smaczna, C. nie mógł się nachwalić. Kremowa za sprawą miksowania połowy
cukinii, z kawałkami
ziemniaków i
makaronem, które z kolei zadowoliły C. A
cukiniowy makaron jest po prostu pyszny - bardzo delikatny - trzeba cały czas
mieć na niego oko, żeby się nie rozgotował. Całość jest sycąca i naprawdę pyszna. Idealna na te ostatnie mroźne dni!
Składniki:(na 4 porcje)550 g
cukinii200 g
ziemniaków1
cebula1 l
bulionu100 g
makaronu garganelli2 łyżki
masła100 ml
mleka (3,2%)
sólpieprzCebulę pokroić w kosteczkę, podsmażyć w garnku na
maśle. Dodać pokrojone w kostkę
ziemniaki, zalać
bulionem. Jedną
cukinię pokroić w kostkę, dodać do zupy. Gotować, aż warzywa zmiękną.Odcedzić
cukinię, zmiksować na gładko z
mlekiem. Do zupy wrzucić
makaron i gotować 10-12 minut, aż zmięknie. Zdjąć z ognia, wymieszać ze zmiksowaną
cukinią. Doprawić do smaku
solą i
pieprzem.Drugą
cukinię przekroić wzdłuż na 4 części. Obieraczką do warzyw kroić cienkie paski -
cukiniowy makaron. Zagotować w garnku
wodę, gotować
cukiniowe paseczki 2-3 minuty, pilnując, żeby się nie rozpadły.Smacznego!
Co do pogody - nadal mrozi, ale przynajmniej jest
słonecznie i w miarę przyjemnie. Gdybym tylko nie musiała skrobać auta o piątej rano, to bym chyba zupełnie nie narzekała...A jeśli chodzi o pączki, to cóż... Po wielu trudach i ogromnych bólach - w końcu się udały. I wyszły naprawdę smaczne, pączkowe. Obawiam się jednak, że wkład pracy jest niewspółmierny do otrzymanych efektów... Ale o tym już następnym razem.