Wykonanie
Tłusty czwartek w zasadzie już minął, to ja tylko napomknę w jednym dosłownie słowie :)Co roku na tłusty czwartek robię pączki, takie tradycyjne, najlepsze na świecie bo domowe. Wiem o tym bo udały mi się raz, za pierwszym razem. Rewelacja, nie zapomnę jaka byłam z siebie dumna :)Kolejnego roku zabrałam się znów za nie. I... niestety wyleciało mi z głowy że trzeba dodać
spirytus lub
wódkę, pączki nasiąkły
olejem jak gąbki, fuuuj. Tyle roboty – około 50 sztuk moich pączków zasiliło pobliskie wysypisko.Kolejny tłusty czwartek, jestem rok starsza i o rok bogatsza w doświadczenia pączkowe. Tym razem pilnowałam się aby nie zapomnieć o
alkoholu. Hura, nie zapomniałam. Ale... pączki znów mocno nasiąkły
olejem. No tak, za słabo rozgrzany
olej :( Powtórka z rozrywki - około 50 sztuk moich pączków zasila zapewne pobliskie wysypisko. Marne to pocieszenie ale jestem bogatsza o kolejne doświadczenie w smażeniu pączków.No i wreszcie tłusty czwartek 2013. No chyba w końcu się uda. Trzeba tylko pamiętać, nie zapomnieć o
wódce, dobrze nagrzać
olej. Sprawdzić wrzucając kawałek
chleba. Tak zrobiłam i... pączki wyszły piękne, po raz drugi w życiu byłam dumna z moich pączków, dumna jak diabli :) Trzeba spróbować te cudeńka, prawda? Iiii.... no nie!!! Nieupieczone w środku. Tym razem przeholowałam z temperaturą,
olej za mocno się nagrzał. Buuu. Chciało mi się wyć wniebogłosy. Tyle roboty, ręczne wyrabianie, buuu. Tak się starałam, buuu. A tu... buuuPonad 20 sztuk (tym razem zrobiłam z połowy porcji) trafia do kosza.No trudno za rok na pewno nie yyy (chwila zastanowienia)... na pewno nie zrezygnuję, bo przecież to praktyka czyni mistrza, prawda? I nie ma co się zrażać tylko próbować dalej :) W końcu moje tłustoczwartkowe pączki w koszu na śmieci przestaną być tradycją. A może małżon by się nauczył? :)) Jest ekspertem od makowca, to może byłby też od pączków? Zobaczymy, może nawet przekonamy :))Wracając do tłustego czwartku 2013 musiałam się zrehabilitować, w końcu tłusty czwartek a my bez żadnego pączka w gębie.Zabrałam się za
faworki. Byłam taka zła że nawet nie wkurzało mnie już to że trzeba tak bardzo długo tłuc ciasto wałkiem. Długo? Eeee tam, jakoś tak samo poszło, nie wiadomo kiedy :)Uff emocje rozładowane. I nikomu się nie dostało - dosłownie i w przenośni :) Od razu lepiej, jakoś tak milej, atmosfera w domu inna. Miło :)
Faworki wyszły bossskie. Zawsze odkąd tylko pamiętam robię je z przepisu znalezionego u
MagdySkładniki:500 g
mąki pszennej8
żółtekod 1/2 do 1 szklanki kwaśnej
śmietany - tyle ile wgniecie się w ciasto,
śmietanę wybieram zawsze 18%1 łyżka
cukru pudruszczypta
soli1 łyżka
spirytusu lub
wódkiolej do smażenia
cukier puder, może być wymieszany z
cukrem waniliowym - do posypania
faworkówDo miski przesiewamy
mąkę. Robimy niewielkie wgłębienie i wbijamy
żółtka. Dodajemy pozostałe składniki, a
śmietanę stopniowo w takiej ilości aby ciasto było zwarte i dość twarde. Powinno
mieć mniej więcej konsystencję ciasta na kluski do rosołu. Jeśli przeholujemy ze
śmietaną i ciasto
zrobi się zbyt rzadkie dosypujemy
mąki, jeśli z kolei jest zbyt suche, dodajemy odrobinę
śmietany.Ciasto dokładnie wyrabiamy ręcznie, a
potem bijemy wałkiem do ciasta do momentu aż zaczną się tworzyć pęcherzyki powietrza.Kawałki ciasta wałkujemy bardzo cieniutko, wycinamy nożem lub radełkiem prostokąty, których środek nacinamy. Jeden z końców każdego prostokąta przeciągamy przez nacięcie na środku.Na głębokiej patelni rozgrzewamy
olej i smażymy
faworki z obu stron na złoty kolor.Po wyjęciu układamy na talerz wyłożony serwetkami lub ręcznikiem papierowym, aby odsączyć nadmiar
oleju.Gdy wystygną posypujemy
cukrem pudrem.