Wykonanie
Piję, choć długo mi to zajęło, żeby o tym opowiedzieć. Na początku nie byłam pewna, czy mnie wciągnie, czy
będę potrafiła, ale właśnie mija 5 miesięcy od kiedy zaczęłam pić i czas opowiedzieć jak zmieniło się moje życie od lutego.
Piję czystą,
piję z
cytryną, głównie zimną lub w temperaturze pokojowej.
Piję z samego rana, tuż po obudzeniu,
piję do obiad i późnym wieczorem.
Piję dużo, naprawdę dużo i czuję się fantastycznie! Zmiana w życiu jest ogromna. OGROMNA! A Wy ile codziennie pijecie wody?Lubię dźwięki fortepianu, brzmią jak krople deszczu. Czasem smutne, płaczące, częściej radosne i pełne energii na nowe. Posłuchajcie ze mną "Water" Gregory'ego Portera, piękne, prawda ...Przez całe życie piłam niewiele, a w zasadzie tylko popijałam. Najczęściej
herbata, z czasem częściej zielona i biała niż czarna.
Woda tak - na wyjeździe, w pociągu, w podróży, w samolocie, w hotelowym pokoju, ale w domu niespecjalnie wiele. Ależ oczywiście, że słyszałam dziesiątki
razy "pij
wodę", "więcej pij!", tylko cóż z tego? Nie potrafiłam wejść w nałóg, nabrać zwyczaju, sięgać po
wodę automatycznie.

Sześć lat temu, gdy wprowadziliśmy się do domu na wsi skończyło się kupowanie
wody mineralnej jako podstawowej
wody do picia dla dzieci, ale i dla nas. Od tej
pory wodę mineralną średnio- lub wysoko-zmineralizowaną (najczęściej Cisowianka, a jak znajdę to Muszynianka) kupujemy na wyjazdy, w restauracji, czy w podróży. Mamy w domu lodówkę z filtrem i dystrybutorem
wody z kranu. Co ważne, na tej naszej wsi mamy pyszną
wodę z wodociągu i o bardzo dobrych parametrach, którą badałam, gdy tylko tu zamieszkaliśmy. Po
wodę z dziury w lodówce dzieci sięgają kilkanaście
razy dziennie, ja rzadziej. Mniej więcej półtora roku temu zainstalowałam w domu trójdrożną baterię filtrującą, dzięki której dostęp do dobrej
wody z kranu, z której usunęłam kamień (bhawo dla czystego czajnika!) stał się jeszcze łatwiejsze. Taka bateria to prosty filtr węglowy, który usuwa także nieprzyjemny zapach, jeśli
woda kranowa owy posiada. To nie żadne wyjaławianie
wody, odwrócona osmoza etc. Proste, mechaniczne oczyszczanie
wody i tyle.Z baterią łatwiej mi było napełnić
wodą karafkę, wrzucić do niej kilka listków
mięty,
melisy albo
bazylii, wcisnąć
sok z cytryny i podać do niedzielnego obiadu. Nadal jednak w ciągu dnia pracy po
wodę, a w zasadzie cokolwiek do picia sięgałam rzadko. Bardzo, bardzo rzadko.

Aż któregoś dnia, bez ostrzeżenia, bez świadomości konsekwencji tego co robię, dałam się namówić na "analizę składu ciała" na takiej specjalnej wadze u dietetyka, która oprócz wagi nominalnej podaje różne ciekawe parametry: zawartość
tkanki tłuszczowej, masę mięśniową, tłuszcz wisceralny (czyli ten, który otacza narządy wewnętrzne), nawodnienie, a także przedziwny wskaźnik zwany "
wiekiem metabolicznym ". To, że nawodnienie miałam na poziomie ok 40% nic mi nie mówiło, tkanka tłuszczowa ok 37% orajt, masa mięśniowa powyżej 42%, siur i co z tego? Nic, kompletnie nic mi te wskaźniki nie mówiły, nie miałam odniesienia, zrozumienia, nie zapaliła się żadna lampka ostrzegawcza. I dopiero, gdy padła cyfra przy tym umownie nazywanym wskaźniku "wiek metaboliczny", otworzyłam oczy i usta ze zdumienia. Mój "wiek metaboliczny" wskazywał na 50 lat - WHAT ???? - sporo więcej niż mam. Nie mam pojęcia dlaczego tak na mnie to zadziałało, ale na chwilę dosłownie zamilkłam...A
potem zaczęłam słyszeć pytania - co Pani
pije, jak często, ile Pani pije?Zaczęłam zapisywać przez 3 dni ilość wypijanych płynów. Wyszło tego może 3
kubki herbaty i szklanka
wody, kieliszek
wina do obiadu. Byłam zasuszona, odwodniona, miałam suchą, nieprzyjemną w dotyku skórę. Od kilku miesięcy miałam często powtarzające się nieprzyjemne wrażenie opuchnięcia dłoni, gdy wstawałam rano z łóżka (no wiecie, nie można zacisnąć dłoni w pięść),
bóle głowy, napary nerwów. Bez względu na to co
jadłam (dużo mało chudo obficie), waga miała tylko jeden kierunek - wzrostowy. No i ten wiek... 50 lat. Ja wiem, że to tylko jakieś cyfry, umowne wskaźniki, ale cholerka trafiło we mnie jak obuchem. Postanowiłam zacząć pić.

W celu odpowiedniego nawodnienia organizmu miałam codziennie pić 2-2,5 litra
wody (najlepiej z
cytryną) lub naparów innych niż
herbata, czy
kawa. Byłam mocno, mocno przestraszona. No, ale jak to -
herbata, czy latte nie liczą się do bilansu płynów? Otóż nie dość, że się nie liczą to
kawa i
herbata wysuszają organizm i na każdą miarkę (szklankę, kubek, filiżankę)
kawy lub
herbaty (naparów z teiną/kofeiną) należy dodatkowo wypić 2 miarki
wody. Dodatkowo, czyli powyżej tych zalecanych 2,5 litra
wody dziennie!Zaczynałam pić w lutym. Wiedziałam, że nie dam rady być o samej wodzie. Do dziennego bilansu
wody i naparów dodałam zatem rooibos, yerba mate, pu-erh, ale także
miętę, rumianek,
melisę,
herbaty owocowe i różne ciekawe mieszanki
ziół. To mi pić było wolno, to należało pić.
Kawę i
herbatę samoistnie ograniczyłam, a nawet wyeliminowałam. Po prostu nie byłam w stanie pić owych 2 miarek extra, ale o tym niżej.Ważna okazała się "technika picia" . Nie szklanka
mięty rano, kubek rooibos przy drugim śniadaniu etc. Pić
wodę, czy napary należy niewielkimi łykami. Jak to jest pić pomału najlepiej nauczyć się zaczynając od .. kieliszka. Takiego większego kieliszka do
wódki. Wlej do niego
wodę i wypij na raz. To będą mniej więcej dwa średnie łyki, czyli dokładnie tyle ile jednorazowo należy wypić. A za kilkanaście-kilkadziesiąt minut kolejny "kieliszek" = dwa łyki. I tak przez cały dzień. Od świtu do wieczora.Przez pierwsze 3 tygodnie było źle, bardzo, bardzo źle. Przygotowałam sobie 1 litrową karafkę na
wodę i 1 litrowy dzbanek z ocieplaczem (by napary pozostawały gorące i ciepłe przez kilka godzin). Miałam je oba obok siebie na biurku lub parapecie okiennym obok. I piłam. Piłam i sikałam. Piłam łyczkami, sikałam wiadrami. Nie byłam w stanie poświęcić się żadnej czynności w trybie ciągłym na dłużej niż 20-30 minut, bo mniej więcej w takim tempie musiałam opróżniać pęcherz. Byłam naprawdę podłamana... Nie było
mowy o masażu (60 minut), wyjściu do kina (minimum 90 minut), nie wchodziło w grę pójście na kijki z koleżanką w las, bo nie chciałam sikać w krzakach (luty, marzec!). Miałam obcykane wszystkie kibelki na stacjach benzynowych, w McD, w galeriach handlowych (koniecznie blisko wejścia), by trasę 30-40 minut z mojej wsi na koniec np. Mokotowa przejechać bez posikania się. Byłam przekonana, że ten "
wodny eksperyment" znów się nie uda. W końcu nie pierwszy raz "zaczynałam picie". Zawsze zaliczałam porażkę i wracałam do swojego trybu - susza, niewielkie ilości gorącej
herbaty, szklanka
wody "do lekarstwa".W uszach ciągle jednak brzmiało mi to piekielne "50 lat"! No i oddałam się w ręce profesjonalistki, dietetyczki, Anety Strelau, z której pomocą zamierzałam zejść z 50tki i poprawić jeszcze kilka parametrów w życiu.

Jeśli jeszcze nie zaczęliście pić i nawadniać się, jeżeli próbowaliście już tysiąc
razy i nie udawało się. Gdy nie możecie ścierpieć smaku
wody, przeczytajcie poniższych kilka wskazówek, które bardzo mi pomogły. To moje własne, osobiste
tricki i sposoby. Te W KOŃCU zadziałały. Nie namawiam Was do appek na telefon, czy notesików, w których będziecie stawiac mniejsze i większe kreski. W ferworze dnia człowiek po prostu zapomina, czy ta butelka była pierwsza czy druga, czy szklanka była pusta, czy do połowy pełna, gdy ja uzupełnialiśmy nowa porcją
wody. A jeśli zapomnicie telefonu? jeżeli padnie bateria? Picie musi stać się nawykiem, jak oddychanie, jak mycie zębów. Nie namawiam Was też do specjalnych ceregieli z
wodami smakowymi. Jasne,
woda z
ogórkiem i
miętą świetnie smakuje i możemy się w nią pobawić w weekend, który spędzamy w ogrodzie.
Woda z
pomarańczą i pestkami
granatu, boska - też na weekend, czy leniwy wieczór. Ale ja mówię o piciu codziennym, zawsze, w domu, w biurze, w trasie, pomiędzy spotkaniami, w chorobie, upale, w mroźny dzień, w środku zimy, na zabitej dechami wsi, w namiocie, na plaży. Moim
trickiem okazały się rytuały picia .Mój sposób na picie
wody - rytuały1 litrowa KARAFKA - kup albo znajdź w szafie dużą, minimum 1 litrową karafkę na
wodę - piękną śliczną, ulubioną, taką, którą z przyjemnością będziesz trzymać w ręku, w zasięgu wzroku i obok siebie. Jeżeli Twój dzień jest podzielony na 2 miejsca - dom i pracę, przygotuj 2 karafki - po jednej w każdym z miejsc, w którym spędzasz po kilka godzin. Rano każdego dnia napełnij karafkę do pełna. Jedną w pracy i jedną w domu.BIDON lub SZKLANKA - obok karafki. Ma być szklanka, nie kubek, chcesz widzieć jak
woda ze szklanki znika, niech to będzie piękna szklanka, ulubiona. Przezroczysty bidon/butelka świetnie sprawdzi się jeśli w pracy odbywasz dużo spotkań, jeździsz na konferencje i przemieszczasz się po biurze - po prostu zawsze miej go ze sobą. Napełniaj
wodą z karafki. Wtedy DOKŁADNIE wiesz ile wypiłeś - karafka ma litr, ma być opróżniona i tyle. Nie licz wypitych szklanek, czy bidonów, to za dużo zawracania głowy.min 1 litrowy DZBANEK na napary - może to być też termos. Przygotuj rano ulubiony napar, bo ciepłe
napoje działają zbawiennie na organizm. Naparu nie słodź. Nawet jeśli dotychczas słodzisz herbatę/kawę zrezygnuj ze słodzenia teraz. Już. Natychmiast. Po tygodniu zmieni się smak i nagle wszystko zacznie inaczej, lepiej smakować. Słodkie nie będzie już potrzebne. Srsly ;) A jeśli już musisz, musisz słodko, bo się udusisz - kup sadzonkę
stewii i wrzucaj do karafki/dzbanka po kilka liści - dosłodzą
napój, a nie dostarczą żadnych kalorii.
CYTRYNA - wyciśnij sok z kilograma
cytryn, albo jeszcze lepiej z pięciu kilogramów. Zamroź w woreczkach do
lodu i dodawaj taką
lodową cytrynową kostkę na litr
wody (och jak ja strasznie nie lubię wyciskać
soku z cytryn i tak codziennie!
cytrynowe lodowe kostki to moje zbawienie). Miej
cytrynę w torebce, jeśli jedziesz na długi weekend Bieszczady, pod namiot nad morze albo na agroturystykę na
wieś. I wyciskaj, widelcem idzie świetnie. Zawsze pij
wodę z
cytryną. Jest smaczna, świetnie działa na pobudzenie metabolizmu i jest pyszna! Z czasem chcesz już tylko
wodę z
cytryną. A na "wypasie" i "od wielkiego dzwonu" z
cytryna i czymś jeszcze -
ogórkiem,
miętą,
estragonem,
bazylią,
lubczykiem (pyszna!)
Cytryna koniecznie!NAPARY - wybierz wspaniały rooibos, ulubioną
miętę z rumiankiem, może pu-erh albo inny napar, który lubisz. Pójdź do sklepu zielarskiego, poszperaj w sklepach internetowych i znajdź ciekawe napary, które nie są
herbatą, czy
kawą.
WODA - pij dobrą
wodę! Najlepsza będzie
woda średnio lub wysoko-zmineralizowana, ale ja polecam też
wodę z kranu. Kup dzbanek filtrujący albo baterie trójdrożną taką jak na zdjęciu wyżej. Będzie taniej i poręczniej. Jednorazowy wydatek,
potem tylko raz na jakiś czasu wymiana filtru. Jeżeli pijesz
wodę "w
mieście" w trasie, w podróży, sięgaj ZAWSZE po
wody mineralne, nie źródlane. Na te ostatnie naprawdę szkoda pieniędzy, ta z kranu jest identyczna. Znajdź swoją ulubioną
wodę mineralną i pokochaj ja szczerą miłością. Warto.WEŹ ZE
SOBĄ !! - wychodząc z domu: do pracy, do sklepu, na spotkanie zawsze, ZAWSZE zabieraj ze sobą butelkę
wody z
cytryną. Jadąc do pracy, rano napełnij naparem ulubiony kubek termiczny, uzupełnij
wodą z
cytryną swój nowy, prześliczny, przezroczysty bidon i wrzuć do torby. Pij w metrze, w samochodzie, w poczekalni u lekarza, w windzie, u kosmetyczki. Wychodząc z domu na cały dzień do pracy, zabierz 1,5 butelkę
wody z
lodowo-
cytrynową kostką. 400-500ml wypij w drodze do firmy (no chyba, że to króciutka trasa), a litr tak przygotowanej
wody przelej do karafki, która czeka na biurku. Tą
wodą uzupełnij bidon biegnąc do sali konferencyjnej.2 litry przed 14stą - tyle dziś, po pięciu miesiącach wypijam - 1 litr
wody z
cytryną + 1 litr naparu.
Potem do końca dnia jeszcze kolejny litr - jeśli jest ciepło to
wody z
cytryna, jeśli chłodniej (jesień zima) kolejny litr naparu.PIJ w KNAJPIE - w restauracji, kafeterii, stołówce zamawiaj najpierw półlitrową
wodę. Te 500ml to idealny towarzysz każdego posiłku. Wypij zanim skończysz lunch, czy kolację.LICZ - tylko opróżnione karafki i dzbanki (2-3 w ciągu dnia), a nie szklanki, czy bidony. Do rachunku
wodnego dodawaj butelki zamówione restauracji, kupione na stacji. Będziesz
mieć tylko 2-4 elementy do dodania, to łatwiejsze niż klikanie -naście
razy w apkę albo stawianie kresek w notesie. Wiem, sprawdziłam (łapałam się każdej z metod).WIECZOREM przygotuj nowy dzień - z uśmiechem dobrze wypitego dnia, umyj dzbanek po całodziennej służbie, umyj i wytrzyj karafkę, postaw je w kuchni, by rano od razu je napełnić, zostaw na biurku w pracy, by czekały, gdy tylko zjawisz się kolejnego dnia.To działa!

Na imprezy w ogrodzie lub w domu przygotowuję wielki
słój z kranikiem, pełen
wody z
miętą, plasterkami
pomarańczy i
sokiem z cytryny.
Piją ją wszyscy - goście, domownicy, dzieci. I smakuje im bardziej niż
soki, słodzone
napoje.CO SIĘ ZMIENIŁO po 5 miesiącachZmiany są ogromne, a ja aż fruwam pod sufit z radości! W cyfrach:BYŁO JESTnawodnienie 44,5% 59,5%tłuszcz wisceralny 6 pkt 2 pktwiek metaboliczny 50 lat 20 latAle to wszystko nic, to tylko cyferki. Tak naprawdę ważne jest to, co odczuwam.mój wiek metaboliczny to dziś 20 lat, czyli sporo, dużo mniej niż mam w rzeczywistości, na psychikę działa mi to rewelacyjnie! Z pewnością nie jest to jedynie zasługa picia
wody, bo zaczęłam też jeść inaczej, ale o tym będzie osobny wpisdużo
piję, bo aż ponad 3 litry
wody lub naparów. Wciąż stosuję rytuały (o tym wyżej), ale odczuwam pragnienie, suszę, wiem dokładnie kiedy muszę sięgnąć po szklankę
wody, kubek rooibosa. Organizm sam domaga się
wody kilkanaście
razy dziennie, czyli identycznie jak u moich dzieci.
Piję i czuję się fantastycznie!spadły mi obwody tych części ciała, które świadczą o nawodnieniu - szyja zeszczuplała mi aż o 5cm! nadgarstek o 1cm, a 7cm straciłam nad kolanem - w tych miejscach gromadzi się
woda, a ciało często wygląda na opuchniętemam jędrną, miękką i nawilżoną skórę - taką soczystą, młodszą, świeższą. Jasne, najlepiej, gdyby jakiś koncern farmaceutyczny z cudownymi kosmetykami mógł zakrzyknąć, że to zasługa ich kremu/balsamu, ale nie, to
woda, po prostu
woda z
cytryną !prawie się nie
pocę - nigdy nie miałam z tym problemu, ale od czasu, gdy jestem mocno nawodniona, wcale nie znam tematu, to miłe, szczególnie w cieplejsze dninie boli mnie głowa !!! od kilku lat miewałam ostre, porażające ataki migreny,
bóle głowy mniejszego nasilenia, ale generalnie te dolegliwości towarzyszyły mi stale. W ciągu tygodnia głowa bolała mnie przez 4-5 dni po kilka godzin dziennie. I nagle ból głowy zdarza się coraz rzadziej. Dziś może 2-3
razy w miesiącu, gdy jestem bardzo głodna a,bo dopadnie mnie duży stres, ale i to mija stosunkowo szybko, po kilkudziesięciu minutachspadła mi waga, znacząco, ale oczywiście nie tylko od picia
wody, chociaż systematyczne nawilżanie zdecydowanie pomogło w zmianie trybu odżywiania, ale o wadze i tych zmianach napisze osobny postNie czekaj!Zacznij pić od dziś, proszę. I od razu 2 , 5 litra,a nie stopniowo zwiększając ilośćKup
cytryny, fajne zioła/napary,dobrą
wodę lub filtr do kranowejI pij - na zdrowie :)A Wy? pijecie wodę?Napiszcie proszę jak u Was jest z piciem
wody - ile jej pijecie, jaką?A może tak jak ja jeszcze niedawno macie kłopot z odpowiednim nawodnieniem organizmu?Podzielcie się swoimi doświadczeniami i... zachęcam do picia!
Wody, bo to diabelnie dla nas dobre.
