ßßß
Rzecz będzie o tym ( dosłownie ) jak to było, kiedy jej nie było?!Napiszę o mojej walce z dniem codziennym podczas nieobecności Kingi, gdy brała udział w sławetnym przedsięwzięciu - MasterChef.Nie pamiętam dokładnej daty i szczerze mówiąc nie chce mi się jej przypominać. Był to za pewne któryś dzień lipca, którego to moja żona została przez mnie wywieziona do Krakowa na kręcenie pierwszych odcinków programu. Obojgu nam wydawało się, że nie będzie to zbyt długi okres i niebawem wróci do domu. Myliłem się!Zostawiła mnie w sumie na okres ok 1,5 miesiąca, samego w domu i ze wszystkimi jego ( i nie tylko ) obowiązkami.
Cała moja radość z wolnego domostwa, luzu i spokojnych wieczorów bez jęczenia co mam zrobić, jaką śrubkę gdzie przewiercić znikła bardzo szybko kiedy to musiałam sam sprzątać, prać, kosić trawę, gotować itd.Całemu temu cyrkowi towarzyszył ogromny stres związany z jej udziałem w programie. Co dzień czekałem na jej znak - czy wszystko ok, czy przeszła dalej? Rzecz jasna skoro się dostała, a apetyt rośnie w miarę jedzenia, chce się by dotrwała i doszła jak najdalej. Szczęście w moim nieszczęściu została do samego końca. Cieszyłem się i byłem z niej wręcz prze dumny! Udział w programie obojgu nam dał się we znaki. Żadnego urlopu, odpoczynku tylko stres i zapiernicz. Dziś wiem, że jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia, silniejsi razem i co najważniejsze, mam nadzieję, że to nasza wspólna ciężka praca nie pójdzie na manowce.
Chciałem też podziękować naszym rodzinom bez Was nie udałoby się to! Czujemy siłę którą nam dajecie, wsparcie i opiekę!Swej Ukochanej życzę samych sukcesów w Nowym Roku i liczę, że będzie miała jeszcze więcej okazji do samospełniania się.Z wyrazami bezgranicznego oddania i ogromnej miłości- Twój mąż Adam
Pozdrawiam Wszystkich czytelników AleBabki:)