Wykonanie
List od Pani D .: "Chcę napisać ten list, bo może ktoś odnajdzie w mojej historii – swoją i znajdzie przyczynę swojego obżarstwa.Od początku – do ok. 15 roku życia byłam bardzo szczupłą dziewczyną, która jadła co chciała, ile chciała i kiedy chciała. Jednak wraz z dojrzewaniem zaczęłam przybierać na wadze. Nie jakoś bardzo, ale z 50 kg przytyłam w kilka lat do około 60. Nie miałam problemu z nadwagą według BMI, ale moją zmorą był tłuszcz na brzuchu, tzw. oponka, której chciałam się jak najszybciej pozbyć poprzez diety. Co na tych dietach było moim największym problemem? Nie brak
słodyczy,
chleba,
bułek czy czegokolwiek, ale brak możliwości obżerania się.No właśnie. Bo ja na dobrą sprawę dobrze znosiłam głód. Lubiłam nawet czasem to uczucie. Nie rozumiałam tylko dlaczego już w trakcie jedzenia obiadu czy innego większego posiłku, cokolwiek to było, wpadałam w pewien szał jedzenia, i po obiedzie dojadałam. Musiałam, nie panowałam na tym, mózg miałam jakby wyłączony. A że byłam „na diecie”, to
jadłam słodyczy, tylko na przykład
jabłka, aż brzuch był pełny aż do
bólu.
Potem nie mogłam się ruszać przez około dwie godziny. W efekcie oczywiście nie chudłam, bo wszystko zjedzone w dużej ilości ma swoją wartość kaloryczną. Dlatego byłam na siebie zła i po kilku dniach szłam po
słodycze do sklepu. Zjadałam na raz dwa
lody i batona.Dopiero ostatnio zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać. Dlaczego się tak niszczę, doprowadzam do nieprzyjemnego stanu przejedzenia? Dlaczego robi to tylu ludzi na świecie?Przyczynę znalazłam w dzieciństwie, dzięki opisowi w pewnej książce. Otóż przytoczona była w niej historia dziewczyny, która chorowała na przewlekłe zapalenie uszu. Po kilku latach nieudanej terapii
lekami to psycholog znalazł przyczynę jej choroby. Otóż matka dziewczyny przytulała ją i miała dla niej czas tylko wtedy, kiedy czyściła jej uszy patyczkiem w łazience. Czyszczenie uszu było dla niej jedynym źródłem miłości i bezpieczeństwa. Dlatego robiła to sobie, już jako dorosła kobieta, sama – aż do
bólu. Ta historia przypomniała mi moje przeżycia z dzieciństwa.U nas w domu praktycznie jedyną formą spędzenia wolnego czasu razem było wspólne jedzenie, a raczej obżeranie się. Ale od początku – w liceum po obiedzie zawsze
jadłam coś słodkiego. A
potem jeszcze coś. I jeszcze. A
potem szłam spać. Albo wieczorem oglądaliśmy telewizję. Mama robiła kanapki.
Potem przynosiła
czekoladę. Jedliśmy, mimo braku odczuwania głodu. Moja podświadomość dostała jasny komunikat:pełny brzuch = miłość, bliskość,a
potem słodka drzemka (odpoczynek)... Dodam, że pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, więc poza tymi chwilami najczęściej były kłótnie.Podświadomość dostała kolejny komunikat:nie chcesz kłótni: zjedz dużo i idź spać.Wiecie, jak trudno to teraz zmienić? Jem obiad. Mam ochotę zjeść go więcej.
Potem czuję ogromny niepokój. MUSZĘ coś zjeść. Ale przecież sobie obiecałam, że nie zjem. Więc nie jem. Nadal czuję niepokój. Czasem aż do kolacji. Dodam, że nie czuję głodu, a niepokój. Tak jest prawie codziennie, chyba że jestem bardzo zajęta.Ale staram się zmienić komunikaty w mojej podświadomości. To trudne, ale wierzę, że któregoś dnia
będę umiała odróżniać głód duszy od głodu normalnego."