Wykonanie
Ambasador to jedno z ciast mojego dzieciństwa i do dzieciństwa mnie przeniosło, choć nie w taki sposób, jak myślicie :)Otóż, gdyby ktoś z Was chciał posłuchać jakichś historii z wczesnych lat mojego życia, usłyszałby prawdopodobnie jedną z dwóch historii. Pierwsza to mój niechlubny debiut krawiecki, gdy to nie wysilając się zbytnio przyszyłam sobie czarny guzik do czarnych spodni białą jak śnieg nicią. Tak, wiem – sprytnie ;) Cóż, żyłam wtedy w świecie książek i mojej nad wyraz wybujałej wyobraźni i nie przywiązywałam wagi do takich drobiazgów. W zasadzie wydarzenie to przeszłoby bez większego echa, gdyby nie moja odpowiedź na pytanie mamy, jak ja zamierzam radzić sobie w życiu, gdy już
będę miała
męża, dzieci i trzeba im będzie coś przyszyć. Otóż bez zastanowienia palnęłam wtedy, że mam zamiar wyjść bogato za mąż i wynajmować krawcową do takich zadań :)) Prawda, że bardzo życiowe podejście? :) Co prawda mój mąż bogaczem nie jest, ale za to szyje o niebo lepiej, niż ja, więc nie ma źle ;)Druga rodzinna opowieść na mój temat dotyczy już sztuki kulinarnej. Jest to historia pewnej zupy, którą miałam za zadanie dogotować i przyprawić, w razie potrzeby. To była grochówka (nie dano mi o tym zapomnieć ;), a ja miałam coś koło 9-ciu lat. Co tu dużo mówić – obiadu nie było. Doprawiłam zupę tak skutecznie, że nie dało jej się zjeść. Pamiętam, jak zdejmowałam pojemnik z
solą z takiej kaflowej kuchni, którą jeszcze wtedy mieliśmy. Dziś już wiem, że to był co najmniej drugi raz tego dnia, ale wtedy moja pamięć krótkotrwała zawiodła i w zupie wylądowało pewnie z pół kilo
soli. Rodzinka do dziś mi tamtą zupę wypomina. Chyba musieli
mieć na nią ogromną ochotę. Upss :)Jak się mają te dwie historie do Ambasadora? Otóż jego przygotowanie okazało się prawdziwą lekcją pokory. Mimo, iż dziesiątki
razy widziałam mamę robiącą to ciasto i sama również je wcześniej piekłam, tym razem udało mi się dopiero za trzecim razem! Uwierzycie?!? Ja nie mogłam. Dwa
razy wyjęłam z pieca coś, co trudno nawet zakalcem nazwać. Ok, przyznaję – pierwszy raz to była moja
wina, bo zapomniałam dodać
białka do ciasta i wszystkie poszły w
bezę (tak to jest, jak się buja w obłokach w kuchni ;), ale drugi raz, to już dla mnie wielka niewiadoma.I tak, przypomniałam sobie szybciutko dlaczego długo miałam w domu opinię kulinarnej nogi i stanęły mi przed oczyma wszystkie przypalone zupy, rozpadające się ciasta oraz zwarzone kremy. Nie poddałam się jednak, tylko zakasałam rękawy i z determinacją rozbiłam kolejne sześć jaj. Nie mogłam się poddać! Nie po to od ponad pół roku piekę dziesiątki ciast i
ciasteczek, żeby udowodnić sobie i innym, że piec
mogę nawet ja :)W końcu się udało. Ciasto wyszło i smakowało wspaniale :) Jak się okazało problem tkwił w rozmiarze formy. W przepisie mamy nie był podany, a moja pamięć zawiodła i użyłam zbyt małej. Ciasto rosło zbyt wysoko i nie przepiekało się w środku. Eureka ;)Ambasador to pyszne, wilgotne ciasto
czekoladowe z chrupiącą
kokosową bezą na wierzchu. Na pewno wielu z Was o nim słyszało, a nawet miało okazję skosztować. W przygotowaniu bardzo proste, mimo moich z nim zmagań ;). Będzie smakowało zarówno wielbicielom
czekolady, jak i fanom
kokosa.Polecam :)Składniki na prostokątną formę o wymiarach około 24 x 32cm:250g niesolonego
masła2 i 1/2 szklanki
cukru3 łyżki
kako6 łyżek
wody6 dużych jaj (
białka i
żółtka oddzielnie)1 szklanka
mąki pszennej2 łyżeczki
proszku do pieczenia200g
wiórków kokosowychWykonanie:
Masło, 1/2 szklanki
cukru,
kakao oraz
wodę umieść w rondelku i podgrzewaj, aż
masło się rozpuści. Zagotuj, zdejmij z palnika i odstaw do wystudzenia.Zimną masę przelej do dużej miski. Dodaj do niej 6 rozbełtanych
żółtek oraz
mąkę i
proszek do pieczenia. Wymieszaj dokładnie za pomocą rózgi kuchennej.Z
białek ubij pianę. Pod koniec ubijania dodawaj stopniowo pozostałe 2 szklanki
cukru, aż piana będzie będzie gęsta i lśniąca.Połowę piany z
białek dodaj do ciasta
czekoladowego i wymieszaj delikatnie. Do reszty dodaj
wiórki kokosowe i zmiksuj.Ciasto przelej do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównaj. Na wierzch wyłóż porcjami
bezę z wiórkami kokosowymi.Piecz w temperaturze 180°C przez około 45 minut, aż
beza się zrumieni, a patyczek wbity w środek ciasta będzie po wyjęciu suchy (może na nim być trochę kokosowej
bezy).Upieczone ciasto pozostaw na chwilę w formie, po czym wyjmij delikatnie na kratkę i wystudź.Smacznego :)