Wykonanie
W naszej Rodzinie nastał gorący okres okazji. Aktualny kalendarz niemal każdego dnia przypomina o czyimś święcie. Worek okazji rozsypał się 24 sierpnia wraz z imieninami chrześniaka Bartka. A
potem po kolei: 27 sierpnia urodziny Teścia i narodziny nowego mężczyzny w rodzie - Wojtusia, 30 sierpnia urodziny Teściowej i siostrzenicy Emilki w pakiecie. 1 września - imieniny Teścia, 21 września - imieniny szwagra Mateusza i 29 września - imieniny mojego M. No po prostu zatrzęsienie ;)A tymczasem przejdę do sedna, czyli do tego jak ugościliśmy się wspólnymi siłami z okazji "pierwszego rzutu" tych okazji ;) Oto mój pomysł na obiad dedykowany:
Składniki:4 plastry
schabu środkowego
1/2
marchewki3
suszone pomidory1/2
cebuli czerwonejplaster
żółtego sera (opcjonalnie)4-5 wiórków
masłasól,
pieprzPrzygotowanie:
Schab rozbijamy na bardzo cienkie kotlety.U mnie po rozklepaniu wyszły ogromne - dlatego
tytułowe roladki są mega. Solimy i
pieprzymy. Roladki na zrobienie czekały w lodówce do dnia następnego wraz z całą stertą kotletów ;). Roladki powstały z myślą o Teściowej - obecnie dochodzącej do siebie po zabiegu chirurgicznym. Zalecenie: dieta lekkostrawna. Ale przecież z okazji urodzin wstyd robić ryżankę. Pieczone roladki wydały mi się dobrym rozwiązaniem, choć i tak trochę się bałam czy to już czas na takie potrawy. Pozostało wybrać jeszcze nadzienie odpowiednie dla brzucha "po cięciu". Padło na
marchewkę,
suszone pomidory, które Teściowa lubi,
masło i odrobinę
cebuli, bez której roladek sobie nie wyobrażam.Przygotowane do nadzienia produkty wystarczy ułożyć na
mięsku, a
potem ścisło zawinąć i dla pewności zabezpieczyć wykałaczkami przed rozpadnięciem. Roladki po podlaniu
wodą piekły się w rękawie foliowym przez ok 1 h 15 minut.
Potem były przełożone na i podgrzewane już na miejscu w naczyniu żaroodpornym pod przykryciem.Dla Teścia i nas zrobiłam klasyczne
schabowe. Oczywiście miał być
schab karkowy ale kupił się środkowy ;) Jako, że Teść nie lubi suchych
mięs trzeba było dosztukować sosik, który by pasował do kotletów. Choć M. od początku doradzał mi
mój sprawdzony
czosnkowy, to ja chciałam być mądrzejsza i zrobiłam słodko - kwaśny. Niestety coś nie wyszło i szczerze mówiąc był obrzydliwy. Zapasy domowe uratowały sytuację i powstał na szybko wspomniany
sos czosnkowy.Takie to były perypetie obiadowe w zeszły weekend. Na szczęście wszystko się udało i chyba wszystkim smakowało. Maksiowi na pewno bo aż się przejadł, co u niego wydawałoby się nie możliwe.Wszystkim, których wymieniłam na początku wpisu (mam nadzieję, ze nikogo nie przeoczyłam;) - życzę raz jeszcze wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że naprawdę smakowało i polecam się na przyszłość.Oryginalne zdjęcia odzyskane - tj. powstały nowe przy ponawianiu receptury - tym razem dla moich chłopaków ;)