Wykonanie
Długo musieliście czekać na tą recenzję, ale jest ona wisienką na torcie wrześniowych kulinarnych eskapad.
Pstrągi w Ojcowie. Okazja wyjątkowa bo moje urodziny, przepiękne, nieformalne, wyjątkowe. Tak samo jak to miejsce. O historii jego powstania i determinacji z jaką zostało stworzone możecie poczytać w Magazynie Apetyt . Ja opowiem Wam o tym, jak to się stało, że już nigdy więcej nie zjem
pstrąga. Gdzie indziej.
Ojcowski Park Narodowy jest przepiękny, chociaż jak na mój punkt widzenia - totalnie nie zagospodarowany. Raczkujące gastronomie z frytami z trzydniowego
oleju, kilka agroturystyk bez większego polotu, przepiękny zamek unoszący się na wzgórzu ale nieco przaśny… Gdyby nie pobliska niebieska chata PraOjca to powiedziałabym, że wieje kulinarną Saharą w tym pięknym, zielonym, skalnym miejscu.
Wieść o
Pstrągu w Ojcowie dotarła do mnie stosunkowo niedawno. Głównie dzięki różnego rodzajom portalom społecznościowym ale osobą, która skłoniła mnie do wycieczki kulinarnej był Bartek. Czasami w naszym Gospodarstwie Podskalany mamy zajawki. Ostatnią zajawką stało się wędzenie
pstrągów. Zajadałam się nimi któregoś dnia, oblizując palce, kiedy padły słowa z rozmarzonych ust Bartka: „Ech, podobno w Ojcowie te
Pstrągi są najlepsze. Bez porównania. Musimy tam jechać”. I pojechaliśmy.
Miejsce okazało się nie tylko pyszne ale przede wszystkim bardzo ładnie zagospodarowane i co więcej, w 100% naturalne, ekologiczne. Pani Agnieszka zwraca uwagę na to co je i co podaje swoim klientom, dlatego nie znajdziecie tam niczego co mogło by popsuć smaku
pstrąga. Żadnych frytek, ziemniaczków. Tylko On i Wy. I świeży chlebuś i
sałatka. Szum stawów hodowlanych za domem, leżaki, samotna łódka, kot przybłęda i selekcja najciekawszych piw na rynku. Można? Można! Nic więc
dziwnego, że w weekendy
pstrągi „wychodzą” raz dwa a w tygodniu popołudniami trzeba się śpieszyć żeby móc zjeść go w dwóch wydaniach: wędzonym (mój faworyt) i grillowanym (faworyt Bartka).
Tu się zatrzymam bo na smak tych ryb, oczywiście poza hodowlą, ma wpływ zdecydowanie sposób przyrządzenia. W obu wersjach
pstrąg jest niewiele doprawiony. Trochę
masła,
ziół. Nie znajdziecie w nim żadnych „polepszaczy smaku”. Wędzony na drewnie, które nie pozostawia smaku
dymu w sobie i grillowany w foli aluminiowej, dzięki
czemu nie znajdziecie w nim śladu przypalenizny z kratki grillowej. Jest niezwykle delikatny - zwłaszcza ten grillowany. Kręgosłup sam odchodzi zabierając za sobą wszystkie ości.
Mięsko jest bardziej nawet „uduszone” co dla osób dbających o każdy kilogram oraz zwracających uwagę na to co jedzą będzie zdecydowanym atutem.
Wersja wędzona jest dopieszczona w każdym szczególe. Od wędzarni sprowadzanej z nad morza, ciężkiej, żeliwnej. Po sposób wędzenia, który metodą prób i błędów zostało dopracowane przez to miejsce do perfekcji.
Ryba dosłownie rozpuszcza się w ustach.
Mięso jest mięsiste, nie zalatuje mułem, skóra chrupiąca, zapach wierci w nosie. Porcje, którą dostałam była tak olbrzymia (przy okazji nauczyłam się rozróżniać Pana od Pani Pstrągowej), że zabrałam ją na wynos i zrobiłam tartę z
pstrągiem na drugi dzień.Jeżeli chcecie poznać prawdziwy smak
pstrąga to zapraszam Was do Ojcowa. Jedno, co Wam
mogę obiecać to to, że nigdy więcej nie zjedzie tej
ryby w żadnym innym miejscu.