ßßß Cookit - przepis na Skrajności

Skrajności

nazwa

Składniki

Wykonanie

Trochę mnie tu nie było.. ale wracam.
Wypoczęta, opalona i pełna pomysłów.
Jednak zanim się nimi podzielę, przygotowałam (chciałoby się napisać krótką, ale krótka nie jest) fotorelację i poradnik w jednym. Bo w końcu jak się już leci na wakacje za granicę, to chyba nikt nie chce ryzykować i kupować 'wycieczki' all inclusive w biurze podróży z wątpliwym zabezpieczeniem w razie jego bankructwa ;)
Najpierw o samym dotarciu do naszej ostatecznej destynacji - celem jak zwykle była Hiszpania, ale tym razem zdecydowałam z mamą, że chciałybyśmy pojechać bardziej na południe. Najpierw byłyśmy nastawione na Malagę, ale plany uległy zmianom i wybrałyśmy w końcu Alicante. Połowa sukcesu za nami, tylko.. jak się tam dostać. Samolotem oczywiście. I tutaj zaczęły się schody, bo do Alicante lata jedynie Ryanair i przykrym trafem akurat nie z Poznania. Myślimy sobie 'co to dla nas, przecież pociągi do Wrocławia jeżdżą zaledwie 2,5h'. Zarezerwowałyśmy hotel w Benidormie (o tym za chwilę), potem lot, przechodzimy do pociągów i napotkałyśmy pewne komplikacje - bez nich byłoby nudno, czyż nie? ;)
Wylot do Alicante o 16:45, wszystko ładnie pasuje, bo pociąg o 10:47 z Poznania, o 13:06 jesteśmy we Wrocławiu, wsiadamy w autobus 406 i wysiadamy na lotnisku. Gorzej w stronę powrotną - lądowaliśmy we Wrocławiu o 23:50 i jak się można domyślić, o tej godzinie pociągi nie jeżdżą (no, był o 23:59, ale w 9 minut z lotniska na dworzec? I don't think so). Od godziny 16:00 byłyśmy 'w podróży' (najpierw trzeba było się jeszcze dostać z Benidormu do Alicante autobusem, trochę posiedzieć na lotnisku, bo przecież trzeba być 2 godziny przed wylotem, potem sam lot 3 godzinki..) a pociąg dopiero o 5:42. Trochę koczowałyśmy na lotnisku (gdzie trzeba przyznać, że czułam się bardzo komfortowo i bezpiecznie, wielki plus dla Wrocławia), potem na dworcu i jakoś ten czas minął. W domu byłam o 9, więc cała doba bez snu za mną, achievement życiowy zdobyty.
Morał z tej 'historii' może mało czytelny, bo przede wszystkim chciałam się pochwalić super przygodami (w końcu #yolo), ale pomimo wszystko warto wybierać pociągi zamiast samochodów ze względu na 3 aspekty: są szybsze, pewniejsze i po prostu tańsze (za pociąg w 2 strony za 2 osoby ok. 100 zł a za samochód już sam koszt benzyny byłby wyższy) oraz komunikację miejską zamiast taxi, bo jeżdżenie taksówkami to wg mnie marnotrawienie pieniędzy (nie mówię tu o sytuacji, gdy nie ma żadnego innego połączenia): za taxi z lotniska na dworzec koło 60-70 zł, a za autobus 4 , 5 zł za 2 osoby.
Przechodząc już do samej Hiszpanii.. Pokażę Wam 2 miejscowości. Benidorm i Altea, zupełnie od siebie różne. Zanim ocenicie i być może wyciągniecie pochopne wnioski, przeczytajcie uważnie do końca ;)
Benidorm - przez niektórych opisywany jako turystyczny moloch z mnóstwem imprezujących Brytyjczyków, przez innych zachwalany ze względu na niesamowite plaże. A jak jest naprawdę?
I jedni, i drudzy mają rację. Jednak to od nas zależy, co zobaczymy, gdzie i jak będziemy spędzać czas. Brytyjczyków sporo, ale w mojej ocenie i tak dużo mniej niż Hiszpanów. Zresztą, oni zazwyczaj siedzą na basenie i się nie ruszają z hotelu (ruch stwarza przecież niebezpieczne sytuacje), a razem z mamą codziennie chodziłyśmy na plażę, bo była po prostu nie-sa-mo-wi-ta. Cudownie szeroka, piaszczysta, czysta (codziennie sprzątana), z łagodnym zejściem do wody. A najbardziej urocza sprawa? Hiszpańscy emeryci. To było naprawdę rozczulające patrzeć, jak przychodzi starsza już para, nawzajem smarują się kremami z filtrem, razem rozwiązują krzyżówki, razem za rączkę idą do wody. Oni tak niesamowicie o siebie dbają, są tak niesamowicie rodzinni. W Polsce jeśli ma się już 18 lat to pojechać na wakacje z rodzicami to obciach. A tam? 3 pokolenia razem na plaży i jakoś nie ma problemu ;)
Byłam z mamą w 3 gwiazdkowym hotelu Pubelo Benidorm. Ogromny (ok. 500 pokojów), ale wszystkie tam takie są. Od dwóch lat mamy wypróbowany patent odnośnie jedzenia - bierzemy half board. Na śniadanie wsuwamy michę owoców (ach te pomarańcze, brzoskwinie i nektarynki!) i pieczywo, na lunch kupujemy znowu owoce, a na kolację próbujemy przysmaków tamtejszej kuchni. W tym roku bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie śniadanie, bo po raz pierwszy spotkałam się z mlekiem sojowym czy też płatkami owsianymi bezglutenowymi na stołówce. Kolacje też były przepyszne - chociażby gazpacho, paella, różnego rodzaju ryby/mule/krewetki, kurczak (wszystko grillowane na minimalnej ilości tłuszczu), gotowane warzywa, sałatki, makarony.. wybór ogromny, każdy mógł coś dla siebie znaleźć. Pokoje czyste, zadbane, nie ma na co narzekać.
Moja rada - przy wyborze hotelu obowiązkowo zajrzeć na stronę tripadvisor . My zazwyczaj zwracamy dość dużą uwagę na jedzenie, bo jednak przygotowując posiłki 365 dni w roku ma się ochotę przez 10 dni nie musieć nic szykować i, co ważniejsze, nic zmywać ;)
najbardziej urokliwe miejsce w Benidormie - cypel Punta Canfali
wieczorem jest tu jeszcze lepsza atmosfera - przychodzą Hiszpanie, głośno rozmawiają, ktoś gra na gitarze.. idealny plener do zdjęć!
tuż obok tego cypelka znajduje się kościół św. Jakuba (Iglesia de San Jaime)
jedna z głównych ulic - Avenida de Europa
władze miasta zaznaczają, że dzięki tym wysokim budynkom jest więcej miejsca dla zieleni - trzeba przyznać, jak na tak suchy klimat jest tam sporo drzew dających przyjemny cień
nadmorska promenada w dzień..
.. i w nocy
no i te plaże! (jedna to Levante, a druga - Poniente)
Altea - to już typowa hiszpańska miejscowość, dużo mniejsza, dużo spokojniejsza, zdecydowanie bardziej 'fotogeniczna', którą koniecznie trzeba odwiedzić. Pojechałyśmy tam na jedno popołudnie i, nie zrozumcie mnie źle, byłam nią całkowicie oczarowana, ale.. szczerze mówiąc, cieszę się, że nie miałyśmy właśnie tam hotelu. Dlaczego? Ponieważ jak dla mnie było tam zbyt spokojnie, zbyt cicho. Plaża też dużo gorsza, kamieniste, strome zejście do morza. Ale to już kwestia wymagań wakacyjnych, u mnie takim must have była, jest i będzie piaszczysta plaża, a dla innej osoby będzie to coś innego ;)
celem naszej wędrówki był (chyba najwyżej położony) kościół (Iglesia de Nuestra Senora del Consuelo)
coraz bliżej..
.. i mamy to!
podziwiam kierowców, aj te ostre zakręty
schodząc, wybrałyśmy inną drogę - szłyśmy jeszcze węższymi uliczkami - strzał w 10!
Podczas naszego pobytu pogoda była idealna - codziennie słońce i ok. 33 stopni.. więc trzeba było się jakoś schładzać. I jak się można domyślić, najlepiej sprawdziły się lody, chociaż i mojito miało swoje 5 minut ;)
sorbet mango i mojito
bezalkoholowe mojito w hotelowym barze - w końcu miałam okazję spróbować
sorbet z owoców tropiklanych (mój) i lody snickers (mamy)
I już na sam koniec wskazówka - im dalej na południe Hiszpanii, tym mniej Hiszpanie mówią po angielsku. Było to idealną sposobnością na sprawdzenie moich umiejętności po 4 latach nauki :P
Mam nadzieję, że aż tak nie przynudzałam ;)
Źródło:http://recipesaseasyasabc.blogspot.com/2015/07/skrajnosci.html