Wykonanie
Dziś mam dla Was 2 przepisy. Ale o tym, za chwilę. Najpierw muszę Wam powiedzieć dwie ważne rzeczy o sobie. Pierwsza: w dzieciństwie chodziłam do przedszkola. Druga: bywały momenty, gdy byłam nielubiana przez inne przedszkolaki... A mówiąc dokładniej, nie lubiły mnie w trakcie obiadów. I to wcale nie dlatego, że czasem zdarzało mi się wykraść komuś z talerza niewielkie ilości jedzenia....Pierwszym powodem znienawidzenia mnie na czas jednego posiłku dziennie było to, że lubiłam kożuchy na
mleku. Drugie, mniejsze przewinienie to, moja miłość do duszonej
marchewki. Dziś kożuchy są mi już obojętne, za to
marchewkę lubię nadal. Korzystając z dużych ilości wolnego czasu, postanowiłam przygotować jedno i drugie - moje przedszkolne fusion cuisine.KOŻUCHSkładniki:-
mlekoPrzygotowanie:
Mleko gotujemy w garnku. Wyłączamy zanim wykipi. Przelewamy do kubka. W ciągu kilku minut powinien zacząć się tworzyć kożuch. Gdy jest gotowy wyjmujemy go palcem i zjadamy, napawając obrzydzeniem inne dzieci, siedzące z nimi przy stoliku. Jedzenia kożucha nie zaprzestajemy nawet, gdy w sali rozlega się pełne dezaprobaty "buczenie".Mój kozuch na zdjęciu jest ledwo widoczny, dla lepszego jego zlokalizowania umieściłam go w kółku.
-
marchewka - pół kilo-
woda- łyżka
masła-
mąka pszenna lub ziemniaczana - 1 łyżka
Marchewkę obieramy, myjemy i kroimy w kostkę. W garnuszku roztapiamy
masło, dodajemy
marchewkę i zalewamy
wodą. Wszystko dusimy pod przykryciem. Gdy
marchew jest już miękka dodajemy
sól i
pieprz do smaku. W pół szklanki
wody rozrabiamy
mąkę - tak, aby nie było grudek. Zdejmujemy
marchew z ognia, dodajemy
mąkę i dokładnie mieszamy.
Marchew z powrotem stawiamy na gazie i czekamy aż się zagotuje (zacznie bulgotać), uważając, aby się nie przypaliła.
Załączam też dwa zdjęcia z przedszkola...I wersja - radosna, aczkolwiek z zanikiem szyi:
II wersja - życie to nie bajka, a Mikołaj nie ma oczu: