ßßß Cookit - przepis na z wizytą na księżycu

z wizytą na księżycu

nazwa

Składniki

Wykonanie

Jedziemy tak dobrych kilkanaście minut, aż droga kończy się parkingiem, całkiem tego dnia zapełnionym. Parking płatny, za to toaleta darmowa (ciągle mnie to zadziwia tutaj, że nawet w największym wygwizdowie uświadczysz cywilizowaną darmową toaletę).
Na dzień dobry napotykamy stado, zabijcie mnie ale nie wiem nadal – jeleni/saren (dla mnie jeleń to pan, a sarna to panienka, ale podobno to nieprawda) wypasających się kilkadziesiąt metrów od ścieżki. Spotykamy też kilkoro emerytów wracających ze szlaku opatulonych jak na Syberii – od stóp po czubek głowy. Zaczynamy się zastanawiać nad naszym własnym odzieniem, bo wybraliśmy się zdecydowanie mniej hardcorowo. Na szczęście nasze obawy okazały się nieuzasadnione, bo pogoda była dla nas tego dnia bardzo łaskawa. Poza tym nasza wyprawa obejmowała trasę najkrótszą – 12 km wokół jeziora, w niższych partiach gór bardziej osłoniętych od wiatru.
Po kilku minutach spaceru jezioro wyłania się spośród gór. Zgodnie z informacjami wyszukanymi w sieci średnia głębokość to 35 metrów, ale miejscami jest i ponad 70 metrów. To robi wrażenie, chociaż we mnie i 2 metry budzą respekt.
Szlak wiedzie najpierw dość szeroką, wygodną ścieżką, kilkanaście metrów ponad lustrem wody. Potem robi się dość wąsko i kamieniście. Dookoła pustka. Z jednej strony woda, z drugiej porośnięte wrzosem zbocza, a gdzieniegdzie wściekle zielone drzewa i krzewy. Mijamy małe wodospady, które ni z gruchy ni z pietruchy wylewają się z wnętrza gór i spływają do jeziora.
Robimy sobie krótki przystanek tuż na wprost byłej letniej rezydencji Królowej Victorii, jak informuje nas dwóch zdaje się Brytyjczyków, którzy mijają nas właśnie podczas kontemplacji widoku. Naprawdę jest co podziwiać, gdyby zieleń drzew, to klimat byłby zupełnie jak z innej planety.
Zastanawiam się jaki widok miała Królowa Victoria siedząc sobie nocą przed swoją rezydencją. Wyobrażacie sobie jak ciemno musi być tam nocą, gdy w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnych większych źródeł światła?
W połowie drogi wychodzimy na malutką plażę, wokół może nie monumentalne ale i tak robiące wrażenie góry. Słońce co chwilę wychodzi i zachodzi, podświetlając coraz to inne fragmenty gór, jakby chciało nam pokazać na co zwrócić szczególną uwagę. Chciałabym mieć oczy dookoła głowy, żeby nasycić się tym niezwykłym widokiem.
Przenosimy się na drugą stronę jeziora i mijamy wcale nie tak ogromną jak się wydawało rezydencję Królowej. Okna od wewnątrz zasłonięte okiennicami – szkoda że nie da się zobaczyć co jest w środku.
Po tej stronie jeziora szlak jest zdecydowanie mniej interesujący – szeroki płaski trakt – w końcu Królowa jakoś musiała do swojej rezydencji dojeżdżać. Po kilku kilometrach dochodzimy do punktu w którym zaczęliśmy nasz spacer.
Na naszej drodze jednak pojawia się jednak kilka jeleni (?) skubiących sobie trawę wzdłuż ścieżki. Iść dalej? Czekać? Nie bardzo jest wyjście, więc powoli kierujemy się w ich stronę. W miarę naszego zbliżania się zwierzęta oddalają się od ścieżki i zaszywają w pobliskim lasku. Mam wrażenie, że zerkają na nas z podobnym zaciekawieniem.
Pakujemy się do auta i tą samą krętą droga przez pustkowie wracamy do cywilizacji. Do widzenia mówi nam jeszcze stado rogaczy pasące się przy drodze.
Może w czasie kwitnienia wrzosów powtórzymy tą wycieczkę, tym razem zataczając większy krąg po szczytach gór.
Źródło:https://kitchenpleasuresanddisasters.wordpress.com/2016/06/17/z-wizyta-na-ksiezycu