ßßß Cookit - przepis na Moni i MasterChef

Moni i MasterChef

nazwa

Wykonanie

A wszystko zaczęło się od wysłania zgłoszenia...
Ale od początku.
Każdą edycję, każdy odcinek MasterChefa bacznie śledziłam. W międzyczasie założyłam bloga z Mimi i w pewnym momencie koleżanka spytała się czemu by nie spróbować. Co edycję mówiłam, że nie, bo gdzie ja do takiego programu...
W zeszłym roku oglądałam finał razem z siostrą i nagle Mimi powiedziała mi, że chce żebym spróbowała swoich sił i tym razem mamy wysłać zgłoszenie. Stwierdziłam, że i tak się nie dostanę, więc wysłałyśmy. Czas mijał nikt nie dzwonił i nagle totalnie niespodziewanie, jak przyszłyśmy zmęczone po treningu, telefon zadzwonił i... Pani mówi, że dostałam się na precasting do MasterChefa serii IV. Szok!
Po tym telefonie od razu pomyślałam, jak by tu zaskoczyć smakiem jurorów.
Jako że mam korzenie greckie i kuchnia grecka nie jest mi obca, postanowiłam zrobić stifado (gulasz grecki z wołowiną i cebulą dymką), upiec własny chleb pszenno - kukurydziany oraz standardowo tzatziki. Był ogromny stres na precastingu. A to dopiero był precasting! Była ze mną Mimi i znajomi, którzy dzielnie mnie wspierali!
Oczywiście ja jak to ja vs urządzenia miałam problem z opanowaniem płyty indukcyjnej, ale na szczęście szef kuchni, który oceniał dania mi pomógł.
Myślałam, że na tym moja już przygoda się skończy, ale czekałam na telefon i... Zadzwonił! Akurat byłam na zajęciach na uczelni. Pani mówi, że dostałam się na casting główny do 80 kucharzy amatorów! Naprawdę nie mogłam uwierzyć.
Casting
Na casting pojechała ze mną Mimi, mama i brat Aris. Każdy uczestnik miał na przygotowanie swojego dania 60 minut. Jak wiecie, jurorami w programie MasterChef jest Magda Gessler, Anna Starmach oraz Michel Moran. Meega stres stanąć przed takimi osobowościami.
U mnie kuchnia grecka królowała! Zrobiłam comber jagnięcy obtoczony w pistacjach wraz z sałatką grecką, tzatzikami i własnoręcznie upieczonym chlebem pszenno - kukurydzianym. Rodzice wtedy dopiero co wrócili z Grecji, więc przywieźli mi fetę i przyprawy. Wszystko szło po mojej myśli, ale... Chyba urządzenia elektroniczne mnie nie lubią. Miałam problem z opanowaniem pieca. Po przysmażeniu jagnięciny, wstawiłam do pieca, czas już się kończył, a jagnięcina ciągle nie dochodziła. Już musiałam wyjąć i już wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak.
Położyłam wszystko na wózek, ostatni "kopniak" na szczęście od rodzinki i w drogę do jurorów.
Uff... Nic nie wywróciłam jadąc. Miałam 5 minut na podanie, więc lekko przypiekłam chleb i podałam moje danie.
Pamiętam jakby to było dzisiaj... Każdy z jurorów podchodził i próbował. Po rozkrojeniu jagnięciny była półsurowa... :( Jako że Mimi jest moim krytykiem kulinarnym, to poprosili ją żeby przyszła i spróbowała...
Teraz czas spojrzeć od strony Mimi...
Gdy Moni poszła ze swoimi daniami do jurorów byłam trochę zestresowana. Dla niej ocena jurorów miała bardzo duże znaczenie.
Czekamy, czekamy, Moni nadal nie wychodzi...
Co się dzieje? Pytałam się w duchu.
Nagle podchodzą do mnie z produkcji i pytają się mnie, czy jestem siostrą Moniki. Odpowiadam twierdząco i nagle zaczynają przyczepiać mi te wszystkie urządzenia dźwiękowe razem z mikrofonem, pudrują mi twarz i karzą czekać.
CO SIĘ TU DZIEJE? Teraz już głośniej się pytałam w duchu. Podświadomie wiedziałam, że będę musiała tam pójść, ale nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli. Przyszłam tu, aby wspierać Monikę a nie występować przed kamerami!
Nagle Moni wychodzi. Bez fartucha.
-Malwina, chodź ze mną- mówi.
Przeszłam przez ten straszny korytarz i stanęłam przed jurorami.
Co ja mam powiedzieć? Po co tu jestem? Jak mam się zachowywać? Aaaaaa!
Miliony pytań w mojej głowie. Zaraz wszystkiego się dowiedziałam. Jako, że jestem osobistym "krytykiem" Moniki, miałam spróbować jej dań i je ocenić.
Pierwsza była jagnięcina. Troszkę trudno się przekraja, różowa w środku... No cóż, pewnie tak miało być. Nie znam się tak na kuchni, a Moni mi mówiła o jakiś półsurowych/surowych mięsach.
Spróbowałam.
Było zjadliwe, ale jakby to powiedzieć... Nie w moim guście.
Następnie zjadłam chlebek z tzatzikami - Boże! Jakie to było dobre! Sałatka grecka też była przepyszna.
-I jak ci smakuje?- pyta się Pani Magda Gessler.
-Dobre, bardzo dobre- zdenerwowana odpowiadam.
-Ale czy na pewno?
Wtedy zamarłam. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, pamiętałam o tej niezbyt dobrej jagnięcinie, ale reszta była pyszna!
Jurorom też nie podobała się niedopieczona jagnięcina, ale resztę baaardzo chwalili.
Ostatecznie smak prawdziwej sałatki greckiej, tzatzików i chlebka kukurydzianego wygrał nad niezbyt dobrą jagnięciną iiii...
Moni dostała fartucha!
I tak się zaczęła przygoda!
Następny etap - 40 kucharzy amatorów wyzwanie w Niepołomicach...
Pierwsze zadanie...
Byliśmy podzieleni na cztery grupy po 10 osób. Okazało się, że każda grupa będzie miała inne zadanie. Wieczór przed zmaganiami obstawialiśmy różne rzeczy i część zgadliśmy.
Gorąco, ponad 30 stopni, bezchmurne niebo i my na dziedzińcu walczący o zachowanie wymarzonego fartucha MasteChefa. Było ciężko, ale kto powiedział, że będzie łatwo?
Jak doszło do mojej grupy i staliśmy przed tzw. "mistery boxes", to był dreszczyk niepokoju - co na nas padnie?
A jednak będziemy robić MAJONEZ!
Hmm.. Ale kto już to kiedyś przygotowywał? Prawie nikt, ale cóż, będę walczyć!
Mieliśmy 10 jajek, więc pierwsze co pomyślałam, że będę robić z 6 żółtek. 10 minut minęło bardzo szybko. Jak przyszło do oceny mojego majonezu myślałam, że padnę na zawał, ogromny stres.
Udało się! Mimo że był za rzadki, jak większość majonezów, to smakiem się uratowałam. Niedowierzanie, ale i duża motywacja w następnym etapie żeby cisnąć do końca i nie poddawać się.
TOP 25...
Następnego dnia już nie było tak wesoło. Nie dość, że było przeraźliwie zimno, wszyscy się trzęśli z zimna, to do tego dochodził deszcz i stres, bo przecież to zadanie wyłoni finałową 14.
Znowu "mistery boxy", odkrywamy, a tam - 1 ziemniak, 1 pomidor, boczek wędzony, 1 cukinia...
Od razu myślałam, co z tego można by było zrobić tak, aby wykorzystać jak najbardziej potencjał produktów. Wpadłam na pomysł żeby przygotować placki z cukinii, ale bardziej po grecku z sosem pomidorowym i puree ziemniaczanym. Pomysł dobry, czas na wykonanie... 60 minut...
Czas... START!
Wszyscy na raz rzucili się na sprzęty i przyprawy. Pomyślałam, że w tym czsie jak tam bym pchała się do półek, wykorzystam czas pożytecznie i obiorę ziemniaka, pokroję i wstawię do gotowania. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że już nie było blenderów... Co teraz? Wróciłam i kolega obok też robił puree, więc spytałam się go, jak o zrobi bez blendera. Odpowiedział, że mikserem (?!).
Wiadomo, że mikserem się zważą ziemniaki, ale jak głupia zrobiłam mikserem i co... Oczywiście, że się zważyło... No dobra, trudno, trzeba się skupić na plackach, dobrze przyprawić. Czas zmierzał ku końcowi... Przeszło mi przez myśl żeby nie podawać zważonego puree, bo nawet rodzinie czy znajomym nie dałabym czegoś takiego, ale położyłam na talerz...
Przyszedł czas na ocenę przez jurorów... Na fanpage MasterChefa opublikowali filmik - obejrzyjcie TU .
Najważniejsze dla mnie było to, że placki z cukinii były dobre i gdyby nie to, że podałam to puree, to może byłoby inaczej...
Trzeba było oddać fartuch. Cały odcinek z 40 można obejrzeć TUTAJ .
W domu jeszcze raz odtworzyłam swoje danie i przepis możecie znaleźć TU .
I tak się skończyła przygoda. Jedno jest pewne, dałam z siebie 200%. Coś się kończy, ale dużo rzeczy się zaczyna. Doszłam jak na pierwszy udział w takim programie, w zasadzie z marszu, daleko.
Super przygoda i wspaniali ludzie! <3
Mimo że szkoda, że byłam o włos od finałowej 14, to nie będę się poddawała i dalej będę rozwijała swoją pasję gotowania. A przecież to jest najważniejsze żeby mieć przyjemność z tego, co się robi.
zdjęcia: z fanpage MasterChef TVN, screeny z odcinka oraz własne
Źródło:http://www.monikoza.pl/2016/01/moni-i-masterchef.html