Wykonanie
W życiu każdego blogera przychodzi czas pogłębionej refleksji nad sobą, własną blogową
drogą, sensem tego, co się robi i sposobach, jak robić to lepiej...Mam pełną świadomość, że jestem dopiero na początku tej
drogi, że każdego dnia zdobywam doświadczenie, które pozwala mi się rozwijać, które sprawia, że blog staje się lepszy, że zdobywa coraz większe
grono odbiorców...Mnie, a właściwie nas... do takiej refleksji skłonił konkurs na blogu greenmorning.pl - konkurs, w którym nagrodą główną jest
kurs fotografii kulinarnej z Kingą, autorką bloga. Można oczywiście wybrać się na
kurs pozakonkursowo, ale taki konkursowy ma dodatkowy smak zwycięstwa :)Dzisiejszy wpis będzie nietypowy... Dwugłosowy... Taki, jak Zapach Domu od blisko... dziewięciu miesięcy...Monika:Był 16 czerwca 2013 roku. Godzina późnowieczorna... Poczułam, że teraz albo nigdy. I... stało się! Założyłam bloga. Chwilę później pobiegłam do kuchni zrobić pierwsze zdjęcie. Padło na przygotowaną tego dnia granolę
śniadaniową. Cała sesja trwała może 5 minut... Zdjęcie zrobiłam lustrzanką Nikon D3000, z obiektywem 18-55mm 1:3,5-5,6G, przy sztucznym kuchennym świetle i z lampą błyskową. Jaka ja byłam z siebie dumna! Wydawało mi się, że to wystarczy. Że mój blog będzie taki, jak te, które z zapartym tchem obserwowałam.
Nikon D3000 z automatycznymi ustawieniami z lampą błyskową...Jakże się myliłam... Dopiero wtedy się zaczęło...
Nikon D3000 z automatycznymi ustawieniami bez lampy błyskowej...Uwielbiam gotować, testować nowe smaki... Każde rodzinne spotkanie to dla mnie tylko pretekst, by wypróbować co najmniej 5 nowych przepisów... Inspiracji poszukuję zarówno w książkach kucharskich papierowych, w czasopismach dla kobiet i w tych o gotowaniu, w internecie...No właśnie... internet... Cała ta historia nigdy by się nie wydarzyła, gdyby nie ogólna dostępność internetowych blogów kulinarnych... Przepiękne zdjęcie wołały (i nadal wołają) „zjedz mnie!”... A świetnie „opowiedziane” przepisy zachęcają, by je przetestować...Od kilku lat jestem stałą bywalczynią bloga mojewypieki.com,whiteplate.com, chillibite.pl, l awendowydom.com.pl, kucharnia.blogspot.com ... Każdy z tych blogów jest nieocenionym i niezgłębionym nadal worem inspiracji i pomysłów. Każda z autorek nie tylko świetnie gotuje, ale przede wszystkim robi piękne zdjęcia, a prawdą znaną nie od dziś jest fakt, że najpierw jemy oczami...Zdaję sobie sprawę, że gdybym je dogłębnie przeanalizowała, to mogłabym się wiele nauczyć – o stylizacji potraw, o świetle, o obróbce... Cierpię jednak na brak czasu – moje życie kręci się wokół córki, domu i pracy. Blogowanie jest pasją, którą realizuję, gdy znajdę dłuższą chwilę...Dlatego też na teren bloga zaczął wkraczać mój mąż, który, mówiąc wprost, nie wytrzymał ;)I tu oddam mu głos ;)Daniel:Obserwując żonę, jak krząta się kuchni przygotowując kolejne potrawy i robiąc im zdjęcia, używając wbudowanej lampy w naszego Nikona D3000, postanowiłem ją „wspomóc dobrą radą” i zacząłem wytykać, że robi to źle. Moje doświadczenie w fotografowaniu ograniczało się wówczas jedynie do zapędu w poznawaniu wszystkich funkcji w lustrzance - tych programowych i manualnych. Niestety, trudno było o dobry efekt na innym trybie niż manualny.
Zdjęcia wykonywane w trybie manualnym...Pewność siebie kazała mi powiedzieć że JA!!! od teraz
będę robił zdjęcia, bo na pewno
będę robił to lepiej... i koniec. I tak oto wpadłem jak
śliwka w blogowy kompot żony :)Nie zamierzałem szukać pomocy u osób z większym doświadczeniem, ani też w materiałach biblioteczno-multimedialnych. Wyszedłem z założenia, że metoda wyważania otwartych drzwi będzie dla mnie najlepsza, gdyż na pewno dobrze zapamiętam każdą lekcję.Pierwszą rzeczą, jaką postanowiłem kupić był statyw, gdyż przy obiektywie 18-55mm 1:3,5-5,6G i słabym świetle potrzebowałem długiego czasu przesłony, by zdjęcie mogło być jasne. Statyw kupiłem, jednak nadal widziałem, że do dobrego zdjęcia to jeszcze długa
droga.W grudniu 2013 r. stała się rzecz straszna. Postanowiliśmy z żoną kupić obiektyw. Wybór padł na 50mm F1.8. Mieliśmy nadzieję na piękne zdjęcia dań bożonarodzeniowych i noworocznych... Nadzieje okazały się bezpodstawne, bo gdy przyszedł okazało się, że nie działa autofocus - nasz D3000 nie komunikuje się z obiektywem, gdyż ten nie ma silniczka. Nie wiedziałem, czy go zostawić, czy odesłać... Postanowiłem go najpierw potestować robiąc zdjęcia z manualnym ustawianiem ostrości. Miało to również swoje dobre strony - koncentrowałem się na tym, co chciałbym, aby znalazło się w centrum ostrości, a jakie pozostałe części potrawy miały tonąć w głębi.Po kolei uczyłem się o szerokości przesłony i czasie naświetlania. Wielkim szokiem było dla mnie odkrycie, że wysokie ISO pogarsza zdjęcie (a przecież wszyscy producenci chwalą się, że ich najnowsze modele mają już wartości idące w kilkadziesiąt tysięcy!!! pytam więc, po co?). Nie potrafiłem obrabiać zdjęć poza dodawaniem napisów i kadrowaniem. Gdzieś po drodze znalazłem w aparacie możliwość zapisu w formacie JPG i NEF. Tą
drogą trafiłem na informacje o plikach typu RAW i o korzyściach, jakie one dają. Znalazłem darmowy edytor, który takie pliki odczytuje i zdjęcia zyskały na jakości - nadal jednak obrabiam je "na oko". Jestem z nich bardziej zadowolony niż na początku, ale wiem, że nadal wiele im brakuje...Korzystam z edytora FOTOR - ma mocno ograniczoną funkcjonalność, jednak nie decyduję się na zakup Photoshopa, gdyż - po prostu - boję się, że utonę w morzu opcji...Pierwszą i jedyną książką, jaką miałem okazję w dużej części przeczytać była „Fotografiakulinarna. Od zdjęcia do arcydzieła” Nicole S.Young . Pomogła mi usystematyzować już zdobytą wiedzę, zobaczyć, jaką różnice dają poszczególne ustawienia aparatu – wszystko z merytorycznym komentarzem autorki. Właśnie taki sposób przekazania
wiedzy mi się podołał - konkretne i obrazowe wskazanie, co należy robić, aby efekt był jak najlepszy. Książka ta stała się dla mnie przełomem - zdałem sobie sprawę, że warto słuchać osób doświadczonych i się na nich wzorować.W czerwcu żona dostała z aproszenie na warsztaty kulinarne Akademii Smaku Siemens - było to jednak spotkanie bardziej z gotowania niż z fotografowania. Jednak to właśnie tam miałem możliwość popatrzeć na pracę fotografa wykonującego zdjęcia do magazynu Akademii Smaku. Wtedy już wiedziałem, że chciałbym pojechać na warsztaty poświęcone fotografii kulinarnej... Przypadkiem mi się udało :)Żona zgłosiła przepis na konkurs „Nietypowo z grilla” i mimo że w pierwszej turze nie została nagrodzona, znalazła się w gronie rezerwistów. Wystarczyło – zaproszono nas na warsztaty fotografiikulinarnej - Olympus Polska, które prowadziła Kinga Paruzel, finalistka Master Szefa oraz przedstawiciele firm Olympus, Quantuum oraz Eizo.Po raz pierwszy mogłem przetestować namioty bezcieniowe, lampy z różnymi filtrami np. plastra
miodu, blendy. Jedyne nad czym ubolewałem to fakt, że sprzęt dostępny na warsztatach to bezlusterkowce od Olympusa. Wiedza, jaką zdobyłem na tym sprzęcie, niekoniecznie przekładała się na moje bardzo skromne warunki wyposażenia fotograficznego. Podczas rozmowy z fotografem dowiedziałem się, że zakupiony w grudniu 2013 r. obiektyw, który żonę przyprawił o niejeden skok ciśnienia, był bardzo dobrym zakupem i nie powinienem nawet się zastanawiać nad wymianą go na wersję z silniczkiem. Powiedział, że przecież ten aparat informuje użytkownika o uzyskaniu ostrości poprzez wskaźnik ostrości. Nie wiedziałem wcześniej, że nasz Nikon to potrafi.Dotychczas wykonanie zdjęcia zajmowało mi kilka minut... Łącznie ze stylizacją robioną przez Monikę.
Potem poświęcałem kwadrans na obróbkę i już - zdjęcie lądowało na blogu, a my żyliśmy sobie w błogiej nieświadomości. Dlaczego? Warsztaty Olympusa i spotkanie z innymi blogerami uświadomiło nam, że cały proces fotografowania jedzenia zaczyna się... na etapie planowania dania! Że już wtedy trzeba myśleć o stylizacji, kompozycji, świetle... To był prawdziwy szok. Żona oddała się poszukiwaniom gadżetów do zdjęć, a ja zacząłem gromadzić pokłady cierpliwości :)
Zdjęcia przy świetle dziennym - obiektyw 50mmTo był dla mnie kolejny dowód na to, że warto słuchać osób z większym doświadczeniem... Przecież robią lepsze zdjęcia ode mnie. Ba, niektórzy mają nawet miejsce, które spokojnie można nazwać domowym studiem fotograficznym. Ja biegam od kuchni do łazienki, od kuchni na taras, z tarasu na ogród... Wszystko tylko po to, by złapać dobre, moim zdaniem, światło... Biegam oczywiście z talerzem :)Żona zaczęła mi podrzucać
linki do blogów, na których zdjęcia wyjątkowo jej się podobają. Tak trafiłem na stronę greenmorning.pl i zobaczyłem informację o prowadzonych przez Kingę kursach fotografii kulinarnej. Pomyślałem, że warto byłoby spędzić z nią kilka godzin i poznać choćby kilka jej sekretów. Gdy zacząłem myśleć o finansach, pojawił się konkurs i myśl: „to ten moment! Trzeba spróbować!”Niby potrafię robić zdjęcia, ale po tych kilku miesiącach mam świadomość, że brakuje im wiele do doskonałości. Zdjęcia Kingi mają w sobie to „coś” - zarówno z fotograficznego, jak i stylizacyjnego punktu widzenia. Błyszczą, lecz nie są przekombinowane. Są radosne, pełne pozytywnych skojarzeń, które dopowiada sobie każdy indywidualnie.Czego oczekuję po warsztatach fotografii kulinarnej?Daniel:Chciałbym wiedzieć, jak
mogę wykorzystać mój potencjał i sprzęt. Jak zorganizować przestrzeń na domowe studio fotograficzne, by nie biegać z kuchni na taras, z tarasu do komody, a od komody do łazienki... Chciałbym poznać tajniki kompozycji i światła. Interesuje mnie też zagadnienie obróbki zdjęć w profesjonalnym programie graficznym.Monika :Moje oczekiwania względem warsztatów fotografii kulinarnej skupiają się wokół stylizacji potraw, atrakcyjności wizualnej dania, dodatków, które sprawiają, że zdjęcie przykuwa uwagę... Chciałabym na własne oczy poprzyglądać się pracy osoby, której każde zdjęcie do mnie trafia - popatrzeć trochę Kindze na ręce :)Nie czujemy się z Danielem specjalistami. Każdego dnia się uczymy, więc doradzanie innym zostawiamy profesjonalistom. Wiemy jednak jedno - i nawet Daniel jest już tego pewien - że TRZEBA słuchać, obserwować i podglądać LEPSZYCH :)