Wykonanie
Ach co to był za wyjazd! Weekend luzu, relaksu,
piwa i
steków. Belgia to taki "poukładany"
kraj, wystarczy zobaczyć na zdjęciach: równe żywopłoty,
domki z takich samych cegieł (szaleństwo kiedy jest pomalowana na biało), nawet pogoda była idealna!Dla mnie raj, bo jako największa fanka frytek, mogłam ich zjeść do woli a są naprawdę pyszne. Podobno zawdzięczają to podwójnemu smażeniu. Do tego
kraj ten ma
fioła na punkcie
piwa, możecie znaleźć aż 500 rodzajów a najfajniejsze w degustacji
piwa było to, że do każdego dostałam inną szklankę! Zwróćcie uwagę na zdjęciach!Zafascynowały mnie także krowy, które wyglądają nieco inaczej niż nasze polskie mućki. Są bardziej przysadziste i mięsiste. Miałam okazję jeść w fantastycznej restauracji taką krowę a dokładnie
polędwice chateaubriand, podaną na desce i pokrojoną w 1 cm plastry. Krucha, delikatna, idealna. Zazdroszczę mojej przyjaciółce, że może ją jeść codziennie. Na dodatek restauracja sprawiała wrażenie prywatnej posesji, na której odbywa się przyjęcie - takie było moje pierwsze wrażenie.I w końcu śniadania. Pomijam fakt, że jedzenie ich na tarasie sprawia, że posiłek przyjemny jest sam w sobie. Niezależnie od tego, piekarnia obfita jest w taką ilość smacznie patrzących z półek ciast, kremów i
ciasteczek, że człowiek nie jest w stanie wyjść bez czegoś słodkiego. Pierwszego dnia, moje śniadanie i obiad składały się z tarty z kremem i
croissant. Drugiego dnia z obawy o kilka kilogramów więcej, Ania przygotowała kanapki z
rukolą,
serkiem pleśniowym,
miodem i orzeszkami. Pychota.I jak po takiej wizycie nie pokochać tego kraju?