Wykonanie
Rozgrzani zupką wypatrywaliśmy na horyzoncie naszego pierwszego
portu, no może nie pierwszego przy którym zatrzymał się parostatek, ale pierwszy gdzie będziemy mogli wysiąść i rozprostować stare kości.Niestety
plany były, ale się zmyły razem z deszczem, który nas dogonił. Ze statku schodzić się nie chciało na te pół godziny. Załoga stała w pogotowiu, żeby wyciągnąć mostek dla pasażerów, stanęli w sześciu chłopa i jeden z nich wydawał polecenia w jakże swojsko brzmiącym
języku polskim:ciągnij kurwadawaj do górydopycha do środkatu zahacz, no i chuj niech będzieOkazało się, że cała załoga jest polska, panowie pracują 6 miesięcy na statku, po czym w listopadzie zjeżdzają na 6 miesięcy do domu do Polski. Fajna praca, prawda? Półroczne wakacje, szkoda, że się nie zapytałam, czy kobietki tez przyjmują na statek. I tu rozwiązała się zagadka z zupą, pewnie kucharz tez Polak i przemycił trochę
żurku w zupie jarzynowej. Dopatrzyliśmy się tez innych
polskich znaków.
Sznupcia , patrz! Kucharz też PolakA skąd wiesz, rozmawiałeś z nim?Nie, ale popatrz! Swój chłop,
schabowego ma wymalowanego na twarzyNoo swojski chłopak
I tak oto dopłynęliśmy do końca naszej podróży do miasteczka Millport na wyspie Cumbrae. Postanowiliśmy zostać tam na jedną noc i wracać parostatkiem dnia następnego. W miasteczku odbywał się coroczny Country&Western Festiwal. Podczas tego festiwalu Millport zamienia się na miasteczko wycięte prosto z dzikiego zachodu. Na wieczór zapowiedziana była parada i tance w porcie, cieszyliśmy się na ten pokaz bardzo, jednak wszystko zostało odwołane ze względu na pogodę. Tance odbyły się w Pubie, obok hotelu w którym spędziliśmy noc, ale zabrakło atmosfery.
Wysepka jest urocza , klimatyczna. Miasteczko Millport to dwie ulice na krzyż z małym bankiem, małą pocztą i najmniejszą katedrą w Wielkiej Brytanii. Wszędzie królują rowery i sklepy z pamiątkami. Rowery szczególne, bo na czterech , a nawet na ośmiu kółkach. Jedna lodziarnia, smażalnia ryb niemal wpadająca do
wody. Mały hotel i parę kempingów, może z dwa pensjonaty, dwie strasznie wredne mewy i jeden krokodyl, tak się przedstawia całe Millport. Nam niestety nie było dane cieszyć się urokami zbyt długo, bo przy takim wietrze i ulewie, cieżko było ustać na własnych nogach, a aparatu szkoda było moczyć.
Ale,ale wspomniałam coś o wrednych mewach i krokodylu. Wredne mewy mieszkają sobie na ławce przy smażalni ryb i terroryzują wszystkich potencjalnych zjadaczy smażonej
ryby i frytek.
Stoją na przeciw ciebie i się drą wniebogłosy, patrząc głęboko w oczy. Nie ma takiej możliwości, żeby się z nimi nie podzielić. Biała woli frytki, a bura
rybkę.
Krokodyl tez jest w porcie, ale przy plaży i wcale się nie drze, ogólnie taki jakiś skamieniały jest, zimny i nieczuły jak kamień.
Następnego dnia załoga powitała nas radośnie na pokładzie i płynęliśmy z powrotem do domu. Wybujało nas porządnie, mieliśmy godzinne opóźnienie, bo w tych warunkach parostatek miał problem z dobiciem do niektórych
portów bo fale były za duże. My nawet nie ruszaliśmy się z dolnego pokładu, gdzie w Pubie umilaliśmy sobie czas pogawędką z przesympatyczna parą starszych Szkotów. Ona energiczna, roześmiana i rozgadana. On wysoki, wyciszony i małomówny. Wypisz wymaluj - Ja i Sznupek za 40 lat.
Wróciliśmy do domu zmarznięci , zmęczenie i głodni, jednak zadowoleni. No dobra, przynajmniej Ja byłam zadowolona, bo przygoda to przygoda, nawet taka w deszczu może cieszyć.Sznupek, ale sam powiedz, fajnie było?No świetnieNo zawsze to jakaś rozrywkaŚwietna rozrywka, zmarzłem, zmokłem i zobaczyłem jak się
będę o krzesło potykał za 40 latNo ale przecież w Millport było przyjemnieNo było, ale cieszę się, że to już koniecTo nie koniec, to dopiero połowa, przeczekamy deszcze i ruszymy dalejGardło mnie boli, przeziębiłem się! Kobieto litości!CDN........................................wkrótce