Wykonanie
Wczoraj wieczorem pojechaliśmy do lekarza bo A. dopadło jakieś uczulenie. Wróciliśmy do domu koło 20. Wcześniej zaplanowałam, że zrobię gołąbki. Chciałam zrobić takie jak zawsze, z
włoskiej kapusty. Poprosiłam A. aby po drodze z pracy kupił składniki. Gdy zobaczyłam, że zamiast włoskiej, kupił czerwoną, trochę się zaniepokoiłam. Będzie więcej roboty a miało być szybko i smacznie.Smacznie wyszło, nie
powiem ale co ja się naklęłam walcząc z tą
kapustą. Kuchnia cała w czerwone plamki, ręce fioletowe.
Sok z cytryny nie dawał rady aby je wyczyścić. Dobrze, że przezornie włożyłam fartuch kuchenny bo inaczej ubranie byłoby do wyrzucenia.
Zanim wszystko przygotowałam, garnek nastawiłam koło 21.W farszu nic nie zmieniałam od ostatniego przepisu . No może dodałam więcej
chili i wyszły
bardzo pikantne. Tak lubię najbardziej, żeby "pysk wykręcało", jak
mówi A.Z małej
kapusty wyszło około 15 gołąbków. Myślałam, że wystarczy przynajmniej na dwa dni. Niestety, myliłam się. Pomimo później godziny a przecież nie powinno się jeść po 18, zapach, który wydobywał się z garnka spowodował, że musiałam spróbować czy są dobre. Ciężko było stwierdzić po jednym małym gołąbeczku. A. też chciał spróbować. Musiało to śmiesznie wyglądać jak koło 23, staliśmy w kuchni z talerzami parujących gołąbków i zajadaliśmy aż nam się uszy trzęsły.Na dzisiaj zostało tylko 8 sztuk. Czyli na jutro
będę musiała wymyślić coś innego. Mam już pewien pomysł...