Wykonanie
Po raz kolejny się spotkaliśmy (to się robi już nudne, nie?), ale tym razem to ja miałam tę przyjemność bycia gospodarzem i oprowadzenia po kolejnym już
mieście - Poznaniu. Mam nadzieję, że się jako tako sprawdziłam, że pokazałam wszystkie uroki tego często niedocenianego miasta, że JE SUS sprostał Fukafe, że moje ciasta smakowały (nawet jedzone o pierwszej w nocy), że
bananów na śniadanie nie było za mało i że.. jeszcze kiedyś do mnie wpadniecie. Bo mi rola hosta bardzo przypadła do gustu ;)Kilka zdjątek, co by wszyscy mogli sobie zwizualizować nasz weekendowy wypad!
Jeszcze rano, przed przyjazdem na dworzec i odebraniem wszystkich - sesja zdjęciowa
kokosowo-
dyniowego tofurnika (przepis coming soon, wyczekujcie!)
Większość przyjechała zgodnie z
planem..
No jedynie Natalia miała od rana przygody :D
Jedzenie, punkt obowiązkowy. JE SUS, ulica Taczaka, Poznań - wielka okejka!
Zdjęcie
mówi samo za siebie.. potrawka z
ciecierzycy (jak to zgodnie stwierdziliśmy, idealny poziom ostrości) z pełnoziarnistym
kuskusem i
śmietanką kokosową. PRZE-PA-DŁAM.
Ale my tu jeszcze wrócimy..
Potem pojechaliśmy na zawody wspinaczki, bardzo pozytywne wrażenia.
Korzystając z pogody, zrobiliśmy spacer po Starym
Mieście. Oczywiście każdy prowadził dokładną dokumentację ;)
Ładnie.
Tu też.
I tu.
I jeśli ktoś będzie kwestionował piękno Poznania, nie ręczę za siebie #sorrynotsorry
Oczywiście zahaczyliśmy o Lodzie - foodporn vol.1
Foodporn vol. 2
Foodporn vol. 3
Najlepsze zdjęcie grupowe!
Tu już śniadanie - 30
bananków. My nie damy rady? Hold my beer!
Definicja szczęścia
Słynny już czekosos
Aż żal było jeść.. just kidding :D
W niedzielę poszliśmy na 12:00 na Stary Rynek, bo przecież koziołki są obowiązkowy punktem wycieczki po Poznaniu
Jak to na Rynku bywa - dużo się dzieje ;)
Poznajecie? Taak, na obiad znowu do JE SUS
Pierwsze danie - zupa kalafiorowa z tahini
A na drugie -
dyniowe pęczotto <3