ßßß
Na Wyspie jest kilka ciekawych rzeczy, ale celem naszej wycieczki było Copenhagen Street Food ; miejsce, które mnie wprost oczarowało. Jest to ogromna hala, w której poustawiane są najróżniejsze food tracki, które kuszą mnóstwem możliwości. Na dzień dobry wita nas Bucket Bar, gdzie piwo sprzedają w... Wiadrach. Można spróbować dań kuchni koreańskiej, japońskiej, tureckiej czy brazylijskiej, można zjeść burgera, frytki, lody, najróżniejsze rodzaje mięsa, pizze... Na co tylko człowiek ma ochotę.

Mi, muszę przyznać, aż kręciło się w głowie od zapachów i ciężko mi się było zdecydować na konkretne danie. W końcu wybrałam Copper and wheat, a tam belgijskie tosty i prawdziwe belgijskie frytki smażone na gęsim tłuszczu. Ależ to było dobre! Co zaskakujące - właściciele nie mówią po duńsku. Z zaskoczenia wzięli mnie angielskim, a ja w pierwszej chwili zaniemówiłam... Później jednak dotarło do mnie - w końcu to miejsce dla turystów, nikt więc braku duńskiego nie odczuje zbyt mocno.Jedyne, czego żałowałam, to że nie mogę tam wrócić dnia następnego i kolejnego, żeby wypróbować inne specjały...
Pożegnała nas wisząca pod sufitem, mieniąca się kolorowymi cekinami krowa (nie pytajcie mnie, o co co chodzi; duński humor i zwyczaje ciągle mnie zaskakują). Poszłyśmy na przystanek wodnego tramwaju, przechodząc obok Experimentarium City . Z C. mieliśmy ogromną ochotę odwiedzić to miejsce, nie udało się jednak. I tym razem zabrakło czasu, ale może kiedyś...
Następnego dnia nauczyciele zabrali nas na wycieczkę kanałami - byłoby cudownie, gdyby nie paskuda pogoda i zacinający deszcz, które zmusiły nas do siedzenia pod dachem. Przez to zdjęcia mam naprawdę nieciekawe... Polecam jednak taką wycieczkę w słoneczny dzień - można zobaczyć skondensowaną Kopenhagę, łącznie z plecami Syrenki, operą, która kosztowała miliony, pałacem i pozostałymi najważniejszymi miejscami.Wycieczkę uważam za bardzo udaną, bawiłam się świetnie. Kopenhaga tętni życiem (w dzień i w nocy), pełna jest ciekawych miejsc. To taki wielki, kulturowy tygiel, w którym czasem się gotuje, ale z którego można wyjąc dla siebie praktycznie wszystko, na co ma się ochotę. Z pewnością jeszcze kiedyś się tam wybiorę, choć mieszkać bym w duńskiej stolicy nie chciała - zdecydowanie bardziej odpowiada mi jutlandzki spokój...